2022/09/11

W rytmie miłości - Rozdział 54

 Dziękuję za komentarze. :)


Minęła szósta, kiedy Gerard obudził się. W pierwszej chwili nie rozpoznał pokoju, w którym spał. Szybko jednak senna mgła rozwiała się, dzięki czemu łatwo przypomniał sobie gdzie się znajduje. Odwrócił się na bok i uśmiechnął. Oliver spał obok niego w pozycji embrionalnej. Chłopak miał połowę twarzy wciśniętą w poduszkę. Ręce trzymał przy sobie. Frost nie miał sumienia go budzić. Chciał tak leżeć patrząc na niego. Z tyłu głowy jednak, miał w pamięci to, że musi wrócić do domu, przebrać się, a potem jechać do szkoły. Zamiast to zrobić, wpatrywał się w swojego chłopaka, który wczoraj wyznał mu ze szczegółami najgorsze momenty życia. Potem Frost pozwolił mu płakać dopóki Grant nie zasnął.

Ostrożnie wyciągnął rękę i odsunął włosy, które przykrywały część twarzy Olivera. Chłopak poruszył się, a potem błękitne oczy spotkały się z jego.

— Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.

— Nic się nie stało. Nie obudziłeś mnie. O tej porze mam już lekki sen — odpowiedział Oliver.

Przysunął się do Gerarda i ułożył głowę na jego piersi. Ręka chłopaka zawędrowała na jego plecy, a palce podciągnęły koszulkę i zaczęły drapać go po kręgosłupie.

— Zostań i rób tak.

— Chciałbym, ale muszę wracać do domu. Dzisiaj poniedziałek pamiętasz?

— Możemy z raz zrobić sobie wagary. Co ty na to? — zaproponował Oliver przytulając się bardziej i wciskając twarz w szyję swojego chłopaka.

— Propozycja jak najbardziej do przyjęcia, ale nie dzisiaj. Mamy testy, do których w ogóle żaden z nas się nie uczył. Potem mam trening. Poza tym… — zawiesił głos.

— Mów, o co chodzi.

Gerard na chwilę zacisnął powieki. Nie miał pojęcia jak mu to powiedzieć. Po chwili postanowił być szczery ze swoim chłopakiem.

— Poza tym, obawiam się, że…

— No mów.

Frost wsunął palce we włosy swojego chłopaka, by podrapać go po głowie, ale bardziej przytrzymać go, by ten nie popatrzył na niego.

— Podniecasz mnie, Oli. Podniecasz tak bardzo, że jest ze mną coraz gorzej. Mam myśli o nas razem i na pewno nie leżymy tak grzecznie.

— Jesteś twardy? — zapytał wprost Grant flirtując. — Jesteś, prawda? Ja też.

Przysunął biodra do uda Gerarda pozwalając mu poczuć siebie. Frost wciągnął głośno powietrze, a potem poderwał się odwracając go na plecy, zawisł nad nim.

— Nie mów mi takich rzeczy. Ja i tak już wariuję — szepnął.

Oliver uśmiechnął się zadziornie. Podniósł rękę dotykając palcami piersi Frosta.

— Nie musisz czekać. Jestem gotów od dawna. Nie chcę czekać tygodni, miesięcy na bycie z tobą. Kochanie się z tobą.

— Chcę tego, ale nie tak — powiedział Gerard, któremu tak trudno było nie położyć się na tym chłopaku i nie ocierać o niego. — Nie, kiedy za ścianą jest Tobias, a niedaleko twoja ciocia. Nie kiedy ma to być nasz pierwszy raz i… i mój pierwszy raz.

Oliver pokiwał głową, uśmiechając się lekko. Już wiedział co ma robić, bo dłużej nie zamierzał czekać.

— Pozwolę ci wyjść z tego łóżka, pod jednym warunkiem.

— Jakim? I wiesz, że nie chcę stąd wychodzić.

— Wiem. Warunek jest taki, że zrobisz to o czym ci dzisiaj napiszę w smsie jak skończę lekcje. Dobrze?

— W porządku. Muszę lecieć, a nie chcę.

Pochylił się by ucałować policzek Olivera. Nie był pewny swojego porannego oddechu, więc wolał go nie całować w usta. Niechętnie odsunął się od niego i usiadł. Jego penis był twardy. Gdyby był w domu zająłby się tym. Poczuł jak Oliver porusza się, a potem przytula do jego pleców. Chłopak położył rękę na jego brzuchu śmiało pytając:

— Pomóc?

Chwycił dłoń Olivera i powiedział:

— Jesteś cholernym kusicielem. Kiedyś na pewno skorzystam z chęci pomocy. Wiesz, że cię kocham?

— Wiem, Gerardzie, także ciebie kocham.

Cmoknął Frosta w plecy i odsunął się. Obserwował go leżąc na brzuchu. Miał nadzieję, że chłopak przebierze się tutaj, ale ten zabrał swoje rzeczy i zasłaniając się trochę, uciekł z pokoju. Oliver objął rękoma poduszkę, a plan w jego głowie nabierał kształtu.

 

*

 

Gerard przebrał się szybko w łazience. Uspokoił się też trochę, kiedy obok nie było Olivera. Rzeczy Tobiasa wrzucił do kosza na pranie. Chłopak wczoraj mu powiedział, że tak ma zrobić i niczym się nie przejmować. Wrócił do pokoju Olivera zastając chłopaka śpiącego. Grant miał jeszcze godzinę zanim będzie musiał wstać. Ciągnęło go, by do niego dołączyć, ale tylko przykrył ukochanego kołdrą i wyszedł.

Zszedł na dół sądząc, że nikogo jeszcze nie zastanie, ale mylił się. Tobias kręcił się po kuchnia, a w każdym jego ruchu Frost dostrzegał nerwowość. Nie dziwił się temu. Sam nie byłby spokojny w takiej sytuacji. Wczoraj długo siedzieli we czwórkę w kuchni rozmawiając. Gerard za bardzo się nie wtrącał w to, ale martwił się. Ojciec obu chłopaków, jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Co tam, potworem, jak nazywał go w myślach. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że niczego nie planował, a wszystko to, jest naprawdę ogromnym zbiegiem okoliczności i ten cały Lowery, działał sam, chcąc uwieść Marthę Graham by zabrać jej pieniądze. Tych przecież i tak nie miała wiele. Kobieta nie była milionerką, a pracując w domu pomocy społecznej zajmując się osobami starszymi i samotnymi nie zbije majątku. Oli mówił mu, że ciocia prowadzi tam zajęcia z rzeźbiarstwa, które kocha całym sercem, oraz wielu innych manualnych prac. Także ogrodniczych. Do tego była też opiekunką. Ona i chłopaki, byli zwyczajną rodziną. Miał nadzieję, że nic złego ich nie spotka.

— Frost, co tak stoisz i gapisz się? — zapytał Tobias zauważając chłopaka.

— Nie, nic. Po prostu… — nie dokończył zdania, tylko wzruszył ramionami. — Muszę spadać. Będziesz na treningu?

— Trener by mnie załatwił gdybym nie przyszedł — odpowiedział Tobias, wracając do przygotowania śniadania.

Ledwie się na tym skupiał. Nie spał całą noc. Miał nadzieję, że ten znajomy Gabriela załatwi mu wizytę w więzieniu. Musiał spotkać się z tym skurwielem..

— Kurwa — zaklął, kiedy do kawy wsypał sól.

— Pomóc ci w czymś? — zapytał Frost.

— Jeszcze tu jesteś? Wydawało mi się, że wyszedłeś.

— Buty zakładałem, kiedy usłyszałem, że przeklinasz. Chcesz pogadać?

Tobias zaśmiał się. Jeszcze kilka tygodni temu śmiało mógłby uznać Gerarda za wroga. Teraz rozmawiali jak dobrzy kumple.

— Nie. Nie ma nic do powiedzenia. Wiesz wszystko. Chcę się po prostu spotkać ze starym. W sumie prawnie nie jest moim ojcem, więc nie wiem, dlaczego wciąż go tak nazywam.

— Tak chyba już jest. Jakich byśmy nie mieli rodziców, to zawsze nimi pozostaną.

— Czasami zazdroszczę Elliottowi, że ma tak dobrą rodzinę — powiedział Tobias wylewając kubek kawy do zlewu.

— Rodziny tak jak ludzie, różnią się — odparł Frost. — Nie wszystkie mogą być dobre. Lecę.

— Narka.

Tobias rezygnując z kawy usiadł przy stole. Spojrzał na swój telefon leżący na blacie. Ten wciąż milczał i zaczynał wątpić, że wszystko pójdzie tak gładko i jeszcze dzisiaj zobaczy się z tym człowiekiem. W sumie nie powinien tak myśleć, bo dopiero wstawał dzień. Coś czuł, że będzie on przerażająco długi.

 

*

 

Kolejne godziny wypełnione lekcjami, a potem treningiem, ciągnęły się wiecznie. Jakby nagle Tobias Grant wpadł w jakąś pętlę czasu, minuta stawała się godziną. Niestety jego coraz bardziej pogarszający się nastrój sprawiał, że pokłócił się z częścią drużyny, a nawet trenerem.

— Albo działasz i ćwiczysz i jesteś z drużyną, albo wynoś się! — krzyknął w końcu trener. — Nie potrzebujemy tutaj kogoś, kto buja w obłokach. Przygotowujemy się na wiosenny sezon.

— Jeszcze pozostała masa czasu do wiosny. Nie będziemy…

— To znaczy, że mamy spocząć na laurach?! Opamiętaj się, Grant, albo wylecisz z drużyny. Pięćdziesiąt okrążeń boiska i to już!

Nie miał wyjścia. Musiał zacząć biegać. Nijak mu to jednak nie pozwoliło wyżyć się. Nie lubił czekać. Nie kiedy musiał znać prawdę.

— Co się dzieje? — zapytał dołączając do niego Christopher.

— Zło się dzieje. Opowiem ci po treningu. Nie musisz ze mną biegać.

— Chcę — odparł jedynie Nicholls. — We dwóch zawsze raźniej.

— Dzięki.

Tobias skupił się na bieganiu, a obecność jego partnera obok sprawiała, że nie nosiło go tak. Na szczęście trening skończył się wcześniej i mógł pójść pod prysznic. W chwili kiedy ubierał się jego telefon zaczął dzwonić. Odebrał natychmiast.

— Co masz?

— Dzisiaj o szesnastej. Adres znasz.

— Dzięki kochanie.

— Nie jedź tam sam. Nie mogę się z pracy wyrwać.

— Dam sobie radę. Zobaczymy się wieczorem.

Rozłączył się spoglądając na wpatrzonego weń Chrisa. Chłopak musiał poznać prawdę. Na szczęście byli już po zajęciach. Do umówionej godziny mieli tylko tyle czasu, aby tam dojechać i trochę pozostawało w zapasie.

— Opowiem ci po drodze. Mamy pół godziny na dotarcie do Charleston.

Wziął swój plecak i wyszedł obserwowany czujnymi oczami Gerarda. Frost miał ochotę zatrzymać Tobiasa i dowiedzieć się czy chłopak jechał właśnie na wizytę u ojca. Wolał jednak nie stawać w tej chwili na jego drodze. Wyraźnie Granta nosiło, a on nie chciał się kłócić czy bić. Gdyby wydarzyło się to drugie, to obaj mogliby zostać zawieszeni. Na to nie mógł sobie pozwolić. Musiał się uczyć, by zapewnić sobie i bratu dobrą przyszłość. Możliwe, że Oliverowi także, bo miał wielką nadzieję, że będą zawsze razem.

Frost pożegnał się z chłopakami i dogonił Martina, który dzisiaj był jakiś nieobecny. Bardziej przypominał ducha niż człowieka. Już pytał go o co chodzi, ale przyjaciel milczał. Nie zamierzał mu odpuścić. Bał się, że jest to coś poważnego. Wiedział, że chłopak miał iść na jakieś badania i może dowiedział się o jakiejś chorobie. Musiał poznać prawdę. Złapał go już przy samochodzie.

— Snujesz się dzisiaj po szkole niczym duch. Jak jest obok Quinn, to jesteś normalny lub takiego udajesz. Kiedy go nie ma, to i ty znikasz. Co się dzieje?

Martin oparł się o samochód taty. Jego Chevrolet Camaro SS coupe zostało przewiezione do warsztatu. Miał je odebrać za kilka dni.

— Jestem nieodpowiedzialnym dupkiem. Mam nadzieję, że jeden błąd nie… — potrząsnął głową — nie zaważy na życiu Quinna.

Po chwili opowiedział, nie podając szczegółów, o swojej głupocie i tym jak pozwolił się ponieść. Gerard cierpliwie wysłuchał go, a potem trzepnął w tę głupią łepetynę.

— Dlaczego mnie bijesz?

— Bo jesteś kretynem. Bałem się, że umierasz czy coś. Do cholery, przecież zawsze stosowałeś zabezpieczenia i badałeś się często. Nic ci nie jest. Przeraziłeś mnie. Kurwa, przez ostatnie godziny zastanawiałem się dlaczego wyglądasz jak duch.

— To poważna sprawa — bronił się Martin.

— Poważna tak, ale jakie jest prawdopodobieństwo, że któryś z was coś ma?

— Lekarz powiedział, że w naszym przypadku prawie zerowe. Ale zawsze jest ten jeden procent.

— Tego jednego procenta mózgu ci brakuje. Stary, bałem się, że masz raka czy inne świństwo. Straciłem Daisy i nie zamierzam stracić ciebie.

Dałby Martinowi cały wykład o tym, że chłopak zachowuje się niedorzecznie, a martwienie się na zapas tylko mu szkodzi na psychikę, ale jego telefon poinformował go, że dostał wiadomość. Ta była od Olivera, który pojechał do domu z Elliottem. Szybko odczytał co chłopak do niego napisał. Aż przełknął ślinę na słowa, jakie musiał kilkukrotnie przeczytać aby dotarło do niego ich znaczenie.

Obiecałeś zrobić wszystko co ci napiszę. Także zrób to. Będę dzisiaj na ciebie czekać o dwudziestej w pokoju numer sto dwanaście.

Dalej był adres hotelu i informacja, że klucz będzie na niego czekał w recepcji.

— Co jest? — zapytał Reynolds próbując dojrzeć wiadomość jaką dostał przyjaciel. Wychwycił słowa pokój i dzisiaj. — Czyżby Oliver wziął sprawy w swoje ręce?

Gerard podniósł przerażone oczy na twarz przyjaciela.

— Co ja mam robić? — zapytał nazbyt wysokim głosem.

— Chyba tylko wziąć prysznic i tam pójść na daną godzinę. I pamiętaj o zabezpieczaniu oraz nawilżeniu. Zadbaj o to. On nie musi mieć wszystkiego na głowie.

Poklepał Frosta po ramieniu zadowolony, że temat zszedł z niego, wsiadł do samochodu i śmiejąc się odjechał. Za to Gerard, próbował przypomnieć sobie jak się oddycha. Nie rozumiał, dlaczego mu tak gorąco. Przeczytał jeszcze kilka razy wiadomość, a serce biło mu coraz szybciej. Od tej chwili, myślał już tylko o przyszłej nocy, a szczególnie o swoim chłopaku i stwierdził, że również nie chce czekać. Jedyny problem jaki się pojawił to, że zaczął stresować się i nijak tego w tej chwili nie mógł odgonić.

 

*

 

Tymczasem dużo później Tobias zaparkował przed ogromnym murem zwieńczonym drutem kolczastym z wieżami strażniczymi co kilkadziesiąt metrów. Jego determinacja, aby spotkać się z tym człowiekiem rosła. Już był tak blisko.

Christopher złapał go za rękę i powiedział:

— Zaczekam tu na ciebie. Żałuję, że nie mogę wejść, ale będę tutaj.

— Dobrze, że nie możesz wejść. Nie warto oglądać tego potwora. Ja muszę jednak tam iść i dowiedzieć się prawdy, dlaczego jego sługus zbliżył się do mojego domu.

— Bierzesz pod uwagę to, że nic ci nie powie?

— Niestety tak — odpowiedział i wysiadł.

Chris przesiadł się za kierownicę, zdając sobie sprawę z tego, że jego chłopak może nie być w stanie później prowadzić. Napisał też do Gabriela informując go, że jest z Tobiasem i będzie na niego czekać. Natomiast Tobiasowi powiedział:

— Powodzenia.

— Nie dziękuję — odparł. Stanął przed ogromną, metalową bramą, która z boku miała mniejsze drzwi. To do nich się skierował.

4 komentarze:

  1. Oto jest i nowy rozdzial..
    Boże czyżby w końcu stało sie to co ma sie stać??? Nie moge się doczekać.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, ale tak miałam pewne podejrzenia co będzie zawierać ten sms Olivera do Gerarda, chłopak zaniemówił... mam nadzieję  że to tylko zwykły przypadek i ich odczułem nic nie kombinuje...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    no i Oli wziął sprawy w swoje ręce... a Gerard o tak... niech tylko to będzie przypadku, że znajomy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Niepokoi mnie ta sprawa z ojcem Tobiasa i Oliego. Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stanie, chociaż w książkach muszą być takie momenty. Niemniej liczę na happy end tej sprawy.
    Japonia.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)