2020/11/23

Skrawek nadziei - Rozdział 21

 Dziękuję za komentarze. :)

 

Cam

 

To było jak bajka, ale bajka dziejąca się na jawie. Josh był u mnie w domu. Ja przygotowywałem dla nas obiad, a on mi pomagał. Uwielbiałem tacos chipsy. Po wielu błędach, które popełniłem przygotowując to danie, doszedłem do perfekcji. Odbiegało trochę od oryginału, ale smakowało równie dobrze. Najczęściej robiłem je w domu rodzinnym, bo dla siebie nigdy nie miałem ochoty gotować. Co innego kiedy Josh był ze mną. Chciałem go nakarmić tym co mi, nie chwaląc się, doskonale wychodziło. Owszem brałem pod uwagę to, że nie będzie mu smakować, bo mógł być zwolennikiem mrożonej pizzy i w razie czego ta też czekała w zamrażarce.

— Powiesz mi jeżeli ci to nie podejdzie? — zapytałem wrzucając na rozgrzany olej posiekaną cebulę z czosnkiem.

— Dlaczego? Przecież mogę udawać, że jest smaczne, prawda? — odparł, a ja dopiero po chwili zorientowałem się, że żartuje.

Wycelowałem w niego drewnianą łyżką i rzekłem uroczyście:

— Przyrzekam ci, że jeżeli skłamiesz za karę dostaniesz drugą porcję.

— Za karę czy w nagrodę? — Tym razem to on wycelował we mnie tym co miał w dłoni, a padło na kawałek czerwonej papryki.

— A to zależy czy ci będzie smakować czy nie.

— Tak czy siak będę miał dokładkę — rzucił, wracając do krojenia papryki w paski.

— Jakby co — odezwałem się w pewnej chwili — to mam mrożoną pizzę.

— Też lubię, ale wolę taką domową.

— Zawsze najlepsza — dodałem.

— Pewnie, że tak — odpowiedział. — Taka z ananasem jest najsmaczniejsza.

— Z ananasem? Josh, chyba sobie żartujesz? Ananas na pizzy jest fuj. — Skrzywiłem się na samo wyobrażenie tego owocu.

— Coś ty. Uwielbiam hawajską pizzę. I nie znoszę pieczarek oraz grzybów.

— W przeciwieństwie do mnie. Coś czuję, że w przyszłości będziemy musieli się nauczyć kompromisów.

— Pod warunkiem, że większa część pizzy będzie z ananasem. — Zachichotał, a ja zapatrzyłem się na niego.

Wyglądał na zadowolonego. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że szczęśliwego. W dodatku zachowywał się przy mnie swobodnie. Z jednej strony mnie to cieszyło, z drugiej trochę martwiła mnie ta szybka przemiana. Aczkolwiek jako stróż prawa nieraz byłem świadkiem rzeczy, które w jednej chwili wszystko zmieniały w ludzkim charakterze. Jakby wtedy padały mury obronne. Josh długo był otoczony takim murem. Przez ostatnie tygodnie odpadały kolejne cegły warowni, a teraz wydawało się, że zostały po niej tylko gruzy. Chciałem, by to wszystko było prawdziwe, żeby nie okazało się tylko chwilową euforią. Obawiałem się, że to minie, a Josh wtedy wycofa się do swojej skorupy głębiej niż dotychczas. Miałem jednak nadzieję, że naprawdę idzie ku dobremu. Nie ze względu na mnie i tego czego pragnąłem, a ze względu na niego. Po to by mógł żyć normalnie. Dlatego zakodowałem sobie w głowie, aby porozmawiać o tym z mamą.

Tymczasem odrzuciłem wszelkie wątpliwości, obawy i skupiłem się na chwili, która była dla mnie wyjątkowa. Jeszcze ponad dwa miesiące temu Josh nie był w stanie na mnie spojrzeć, a dzisiaj gotował ze mną i okazywał się nie być taki małomówny jak do tej pory sądziłem.

Wrzuciłem na patelnię wołowe mięso mielone i poczekałem aż się usmaży.

— Jak tam papryka? — zapytałem po kilku minutach.

— Każdy kolor pokrojony i gotowy do dalszej obróbki. — Podszedł do mnie niosąc miskę przygotowanej do smażenia papryki. — Wrzucić ją już?

— Tak. Podsmażymy to lekko i dodamy pomidory i przyprawy. Nie zapomnijmy też o papryczce chili. Bez niej to danie nie będzie takie samo. Lubisz pikantne jedzenie?

— Uwielbiam. Dawniej potrafiłem zjeść potrawę, której pikantność wynosiła osiem stopni.

— Już czuję jak mi to wypala przełyk. Akurat amatorem aż tak ostrych dań nie jestem. Piątka to dla mnie w sam raz.

— Może być i piątka. Też lubię. Nigdy ostrych dań nie gotowałem jak z nim byłem — powiedział Josh, wrzucając paprykę na patelnię. — Nie lubił ich. Wystarczy, że wyczuł lekką ostrość i robił awanturę. Potem już nauczyłem się, że muszę mu gotować mdło i bez smaku. — Zamarł na chwilę jakby dopiero zauważając co powiedział, ale szybko wziął się w garść. — Na szczęście zaczynam nowe życie, więc czym będzie coś ostrzejsze tym lepiej.

— W takim razie co powiesz na całą papryczkę chili? — Wziąłem z jednej szafek bambusową miseczkę, w której znajdowało się kilka papryczek.

— A nie mogą być dwie?

— Dwie wypalą nam kubki smakowe na zawsze. Jesteś na to gotowy?

— Nie. Jeszcze mi zależy na kubkach smakowych. Działaj mistrzu — powiedział Josh rzucając mi rozbawione spojrzenie.

Jakże bym chciał, aby to co się działo nie było chwilowe, pomyślałem, a on znów jakby czytając w moich myślach, zapytał:

— Cameron, co jest nie tak?

— Nic, po prostu nadal jestem oszołomiony tym jaki jesteś i…

— Nie chciałbyś, aby wróciło to co było. Też się tego obawiam. Na razie czuję się jak na haju. — Wrócił do stołu i zajął się krojeniem ziemniaków na frytki. — Wierz mi, Cam, że cokolwiek teraz robię to cały czas prowadzę walkę ze sobą, ze złymi wspomnieniami. Nie jest to łatwe. Z każdym dniem jest lepiej, a przy tobie staje się to prostsze. Wiem, że by żyć dalej nie powinienem wracać do przeszłości. Do tej złej przeszłości. Rozmowy z twoją mamą dużo mi dają. Jej pomoc jest dla mnie bezcenna. Upadłem tamtego dnia i czuję, że faktycznie się odrodziłem.

— W takim razie, mój Feniksie, rozgrzewamy olej i smażymy frytki. Najpierw jednak skosztuj sosu. — Wziąłem łyżeczkę i nabrałem trochę sosu, do którego wcześniej dodałem przecier pomidorowy, ketchup oraz przyprawy.

Chłopak stanął obok mnie, a ja podsunąłem łyżeczkę do jego ust. Podmuchał na parującą potrawę i powoli skosztował. Obserwowałem jak twarz zmienia mu się pod wpływem reakcji jego kubków smakowych. Nie potrzebowałem słów, aby wiedzieć, że mu smakuje. Zauważyłem, że odrobina sosu została mu w kąciku warg więc otarłem ją kciukiem po czym przyłożyłem go do swoich ust zlizując tę resztkę. Oczy Josha rozbłysły na ten moment i szybko przeniósł wzrok na gotujący się sos.

— Myślę, że jest wyśmienity.

— W takim razie niczego więcej nie dodaję. Trochę się to poddusi, a w tym czasie usmażymy frytki. Trzeba jeszcze utrzeć ser.

— Zrobię to. — Zgłosił się do pomocy. — Powiedz mi tylko gdzie masz tarkę.

— W szafce koło ciebie. Z lodówki weź chedar, bo będzie najlepszy do tego dania — powiedziałem wrzucając frytki na rozgrzany olej. Mógłbym tak z nim gotować już zawsze.

 

*

 

Paręnaście minut później usmażone frytki rozdzieliłem na dwie solidne porcje układając je na głębokich talerzach. Na nie nałożyłem dużo sosu i wszystko posypałem serem. Zanim całość była gotowa zdążyłem już bardzo zgłodnieć i Josh także, a może po prostu zapachy, które docierały do naszych nosów, sprawiły, że mieliśmy ochotę natychmiastowo pożreć to co było na talerzach.

— Cam, to nie tylko pachnie, ale i wygląda znakomicie.

— Dzięki. Tym razem to też twoja zasługa. Siadamy w salonie, co?

— No tak, mieliśmy obejrzeć jakiś film. Przyznam, że wieki niczego nie oglądałem.

— Zauważyłem, że nie masz telewizora.

— Czym mniej mam tym lepiej. Poza tym trzeba by płacić za telewizję, a im mniej robię jakichkolwiek opłat tym mniej osób ma do czynienia z moimi fałszywymi dokumentami. Ups. Mówię to gliniarzowi.

— Jestem szeryfem. Dla wielu zwykłym, małomiasteczkowym posterunkowym, który przymknie na to oko. — Posłałem mu uśmiech. — Co weźmiemy do picia? Ja zawsze biorę do tego piwo, ale może być i cola.

— Piwo może być. Nie martw się o mnie. Wiem, że lubisz piwo. Alkohol nie był problemem w moim związku z nim. Nie mam awersji do trunków.

— Dużo mówisz, podoba mi się to — rzekłem wyciągając dwie butelki piwa z lodówki. W upalny dzień było idealne. Chociaż lepsze byłoby wychłodzone w wodzie ze studni. Ale czegoś takiego nie miałem na swoim podwórku, a nie pobiegnę do rodziców chłodzić piwa.

— Byłem gadułą. Nie zawsze, ale nie unikałem mówienia. Jak mówię, przy tobie czuję się inaczej. — Zaniósł nasze talerze do salonu, a ja dołączyłem do niego.

— Pijemy z butelek czy przynieść szklanki?

— Zwariowałeś? Szklanki? Siadaj i pokaż mi jakiś dobry film.

Uwielbiałem Apocalypto Mela Gibsona, a Josh nigdy nie widział tego filmu, więc wsunąłem płytę do odtwarzacza DVD zakupionego wiele lat temu z mojej pierwszej wypłaty. Usiadłem na sofie obok chłopaka i życzyłem mu smacznego.

— Powiedz jeżeli film ci nie spasuje.

— Opis mi się podoba — odłożył pudełko po płycie — to i film pewnie też.

Jeden film zamienił się w drugi, tym razem w komedię, a ta ustąpiła miejsca historii o szpiegach, która tak naprawdę nie zainteresowała żadnego z nas. Josh stwierdził, że film jest nudny jak flaki z olejem i przyznałem mu rację.

Obaj jednak wciąż najedzeni, cieszyło mnie, że Joshua dużo zjadł i nie udawał anorektyka, nie mieliśmy ochoty nawet wyciągnąć ręki po pilota, aby wyłączyć badziewie, które kupiłem, bo było dodatkiem do pisma przyrodniczego, które czytuję. Rozleniwiliśmy się na tyle i znudzili podczas seansu, że zanim zasnęliśmy pamiętam tylko jak chłopak oparł głowę na moim ramieniu. Potem wszystko zniknęło.

Tak było do czasu aż otworzyłem oczy. W salonie panowała już szarość podpowiadająca, że dzień zbliżał się ku końcowi, obraz na telewizorze migał nie wyświetlając żadnego obrazu, a Josh wciąż spał. Z tą różnicą, że nasza pozycja z siedzącej uległa zmianie. Leżałem na kanapie, on leżał prawie na mnie, a ja go obejmowałem. Lewa noga chłopaka była przerzucona przez moje nogi. Ręka spoczywała na mojej piersi, a głowa tkwiła wciśnięta pod moją brodę. Jakby tu znalazła sobie idealne miejsce do ułożenia. Jego włosy łaskotały mnie delikatnie i czułem otaczający go cytrusowy zapach przytłumiony przez naturalny zapach Josha.

Nie wiem kiedy znaleźliśmy się w horyzontalnej pozycji, ale stało się to tak naturalnie, jakby we śnie nasze ciała same lgnęły do siebie. Dla mnie to była chwila, w której bez przeszkód mogłem go trzymać blisko siebie delektując się obecnością tego, którego pokochałem. Bałem się poruszyć, aby go nie obudzić, co pewnie by go przestraszyło. Może nie, ale pewności nie miałem. Wszystko z nim było nowe. Poza tym mógł powoli zmieniać się, ale nadal pozostawał w nim dystans co do cielesnej bliskości. Wspólne leżenie to nie seks, ale tak blisko siebie jeszcze nie byliśmy. Wiele razy pragnąłem go pocałować, a moje ciało chciało czegoś więcej, bo ochoczo na niego reagowało, ale tak jak go zapewniłem, nie zamierzałem go do niczego zmuszać.

Josh poruszył się, a ja przestałem oddychać, kiedy ułożył się przy mnie wygodniej. Jego ręka przesunęła się w górę mojej piersi, a potem w dół. Nie opanowałem przechodzących mnie dreszczy. Mimo wszystko to było silniejsze ode mnie. Dwudziestotrzylatek jeszcze raz poruszył się budząc się. Tak samo jak i ja, on też wstrzymał oddech.

— Nie bój się. Jesteś bezpieczny. Zasnęliśmy i nawet nie pamiętam kiedy to się stało — wyszeptałem.

Uniósł głowę i zaspanymi, lekko wystraszonymi oczami spojrzał na mnie. Dostrzegłem, że jego grdyka porusza się, kiedy przełykał ślinę. Usilnie walczył z czymś co tkwiło w nim i kiedy chciałem go ponownie zapewnić, że jest bezpieczny, powiedział:

— Jesteś wygodniejszy od poduszki.

Domyśliłem się ile walki kosztowało go by powiedzieć te słowa i byłem z niego dumny. Wsunąłem palce w jego miękkie włosy i odpowiedziałem:

— Cieszę się. Możesz korzystać kiedy zechcesz. — Uśmiechnąłem się szeroko, a on po chwili, która wydawała mi się wiecznością zrobił to samo.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki napięcie znikało, pozostawiając po sobie tylko ledwie odczuwalna chmurę. Ta na szczęście szybko się rozpłynęła, kiedy Josh szepnął:

— Może zjemy w końcu te pączki zanim pójdę.

Miałem ochotę powiedzieć mu by został. Pościeliłbym mu w gościnnym pokoju, ale rozumiałem, że chęć powrotu do miejsca które znał była silniejsza. Możliwe, że kiedyś zostanie, kiedy oswoi się bardziej ze mną i z moim domem.

Przesunąłem jeszcze raz palcami po jego jasnych włosach, co chyba lubił, bo lekko przechylił głowę i przymknął powieki. Po chwili jednak otworzył je i nie patrząc na mnie zapytał o toaletę. Powiedziałem mu gdzie jest łazienka, kierując go do tej należącej do sypialni, bo w drugiej znów miałem awarię, a on szybko wstał i zniknął. Wydawało mi się, że jest zarumieniony, ale nie mogłem się już co do tego upewnić. Zdobyłem się na to, aby także opuścić kanapę. Wyłączyłem telewizor, a potem wyjrzałem przez okno, które było otwarte. Na dworze robiło się coraz ciemniej, ale powietrze nadal było ciepłe i duszne. Dzisiejszego dnia padły rekordy ciepła i nie zapowiadało się, że to szybko ulegnie zmianie.

Poszedłem do kuchni i szykowałem się do włączenia ekspresu, ale uznałem, że jest zbyt późno na kawę. Dlatego przygotowałem nam herbatę i otworzyłem pudełko z pączkami. Dwa były z lukrem i skórką pomarańczową, a dwa posypane cukrem pudrem. W środku na pewno znajdowała się konfitura z róży, bo Josh najbardziej to aprobował w pączkach. Odpisałem też na wiadomość mamy obiecując jutro do niej zajrzeć i dając znać co do tego z kim jestem.

Josh pojawił się jakiś czas później z tekturową teczką w dłoni. Zakląłem w myślach na to, że zostawiłem ją na wierzchu i o niej zapomniałem. Ciągle zwlekałem z tym, by mu ją dać.

— Josh — zacząłem, ale mi przerwał.

— Przypadkiem ją zobaczyłem. Leżała otwarta… Czemu nie powiedziałeś mi, że wydrukowałeś te zdjęcia?

— Obawiałem się twojej reakcji i z czasem stchórzyłem. — Przyglądałem mu się, by ocenić jak odbiera to co znalazł. Wyglądał na smutnego, bo jakżeby inaczej, ale było w tym coś co mógłbym nazwać wzruszeniem. — Przejrzałem kilka zdjęć. Są na nich moi przyjaciele, rodzice, brat. Co jeszcze jest na nich?

— Nie obejrzałeś wszystkich?

— Jeszcze nie. Zbyt dużo na jeden raz… a zarazem zbyt mało, bo chcę więcej. Chcę ich zobaczyć na żywo. Wiedzieć jak żyją. — Usiadł przy stole i wyjął pierwszą z wierzchu fotografię. — Przez czas mojej ucieczki nie odważyłem się nawet zajrzeć gdziekolwiek jeżeli chodzi o neta. Tym bardziej zalogować się, bo on by o tym wiedział. W dodatku ma znajomości i takich znajomych, którzy by mnie w ten sposób odnaleźli. — Usiadłem obok niego, a on zaczął przeglądać zdjęcia. — Żal mi, że niczego o mnie nie wiedzą. Boli mnie to, że nie mogłem być z nimi, a jednocześnie jestem szczęśliwy mogąc znów na nich patrzeć i przypomnieć sobie jak wyglądali. Dziękuję. — Spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Jedna z nich spłynęła po policzku. Wyciągnąłem rękę i otarłem ją delikatnie kciukiem.

Po raz kolejny obiecałem sobie, że choćby świat ulegał zagładzie, to zabiorę go do jego rodziców i przyjaciół. Jeżeli postanowi zostać z nimi to się wycofam i dam mu spokój, nawet jeżeli moje serce będzie umierać. Ale jak w tym wszystkim zechce być ze mną, to pójdę za nim wszędzie. Choćby na koniec świata.

Odwiozłem go do domu, kiedy księżyc już wysoko piął się po niebie z miliardami towarzyszących mu gwiazd, a miasto już ucichło pogrążone we śnie. Josh wziął ze sobą teczkę, trzymając ją blisko siebie jak największy skarb. Wśród nich znajdowały się informacje o jego bliskich. Nie było ich dużo, ale wiedział, że rodzice nadal prowadzą piekarnię, brat studiuje i że każdy z nich wciąż czeka na jakąś wiadomość o nim. Wiadomość, której na razie nie możemy przekazać ze względu na drania, który mimo wszystko mam nadzieję, że wycofał się z polowania. Josh wciąż mi zabraniał dowiedzieć się czegokolwiek o tym człowieku i dotrzymywałem danego mu słowa. Bez tego jednak może więcej wiedzielibyśmy. Na razie ze związanymi rękoma niewiele mogłem zrobić.

— Dziękuję za cudowne popołudnie i wieczór, oraz za dobre jedzenie i towarzystwo — powiedział odpinając pas.

— A ja za dobre towarzystwo i za to, że nie jesteś zły na mnie bo nie pokazałem ci tego wcześniej. — Wskazałem na teczkę.

— Nie ma sprawy.

Otworzył drzwi i w chwili kiedy miał wysiąść z samochodu zawahał się lecz tylko na moment, po którym pochylił się w moją stronę i pocałował mnie w policzek.

— Jesteś kimś kogo zawsze szukało moje serce — szepnął i uciekł pozostawiając mnie ogłupiałego, szczęśliwego i kochającego go jeszcze mocniej.

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się podobał.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Jednym słowem - CUDO ^^

    Pozdrawiam i weny życzę oraz miłego tygodnia :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i pozdrawiam oraz również życzę miłego tygodnia. :)

      Usuń
  3. Moje serce bije o wiele szybciej niż zawsze. Czuję że chce płakać a nie potrafię.
    Nie lubie ostrych potraw, czasem zjem ale pozniej mam cała twarz w syfach.
    Za to kocham grzyby, jak można jeść ananasa na pizzy? Ciekawe.

    Dziękuję za nowy rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie..
    ~DEIA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można jeść ananasa na pizzy. Uwielbiam hawajską pizzę. A grzybów nie znoszę. :D
      Pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń
  4. Jejkuuu jak ja dawno nie miałam czasu na czytanie Twoich opowiadań. W końcu mogę nadrobić zaległości.
    Luano nie wiem jak bohaterowie mogą jeść pizzę, każda jest nie dobra xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka, hejka,
    troszkę spóźniony, ale niestety nie miałam dostępu do internetu w zeszłym tygodniu...
    o tak bardzo miło spędzili dzień, widać tą walkę z przeszłością u Joshuy, i to najbardziej mnie cieszy, ale Cameron to chyba najbardziej to ucieszył się z tego buziaka na koniec... co z tego że w policzek ale to właśnie była inicjatywa Josha... a to wspólne przygotowywanie posiłku, ten humor i tak pizza z ananasem jest super ;)
    wemy, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. przeczytałam jednym tchem!
    Fantastycznie że tak dobrze im ze sobą.
    Miłośc się rozwija i czuje że będą z tego jeszcze fajerwerki.
    Wydaje mi się że Josh jest coraz mniej zagubiony i tylko kwestia czasu aż chłopak dojdzie do siebie całkowicie i odda się nowemu szczęściu.
    pozostaje czekać na kolejny rozdział.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, mile spędzili dzień widać ta walkę u Joshuy, i to najbardziej cieszy... ale Cameron to chyba najbardziej ucieszył się z tegi buziaka, co z tego że w policzek... to była inicjatywa Josha... a to wspólne przygotowywanie posiłku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)