2021/05/02

Największy skarb - Rozdział 9 ( W cieniu ludzi tom 5)

 Dziękuję za komentarze. :)


Sebastian leżał spokojnie na kozetce patrząc w monitor. Co rusz uśmiechał się, gdy lekarz pokazywał gdzie dziecko ma nóżki, rączki. Młode rosło jak na drożdżach. Rozwijało się prawidłowo, z czego był bardzo dumny. Starał się dbać o siebie tak, żeby to służyło dziecku. Udawało mu się to, pomimo że fizycznie źle znosił ciążę. Częściej spał, męczył się jeszcze szybciej niż zazwyczaj. Stał się ociężały, co podobno było w jego stanie normalne. No i zaczął wymiotować. Podobno ludzkie kobiety wymiotowały na początku ciąży. Jemu przytrafiło się to dopiero po kilku tygodniach. Nauczył się dość szybko, że bardzo pomagają mu krakersy, więc Jason zakupił mu ich ogromną ilość. Do tego miał zachcianki. I to jakie. Wczoraj obudził w nocy partnera i poprosił go o bakaliowe lody, czekoladę miętową oraz kiszone ogórki. Dodał, że może zrobić z tego sałatkę. Nie rozumiał dlaczego Jason zrobił się blady i wypadł jak burza z sypialni. Przecież to była dobra mieszanka i nawet ona bardzo pomagała mu w mdłościach. Kiedyś zachciało mu się arbuza, a gdy go dostał zapragnął mandarynek. W końcu Jason się wkurzył i powiedział, że ma jeść to co jest, bo nic więcej nie dostanie. Rozumiał, że swoim zachowaniem denerwował partnera, co miał jednak zrobić? Siła wyższa nim rządziła i podejrzewał, że ich dziecko będzie miało dziwne zwyczaje smakowe. Niemniej dalej nie rozumiał co jest takiego złego w ogórkach, lodach i czekoladzie zmieszanych razem.

– Chcecie poznać płeć dziecka? – zapytał doktor.

– Jason? – Wyciągnął rękę do ukochanego. Ten chwycił jego dłoń.

– Nie wiem. Chyba tak. Chcemy wiedzieć?

– Chcemy. Doktorze? Jest ogonek czy nie ma ogonka?

– Nie ma. Będziecie mieli dziewczynkę. Gratuluję.

Sebastian bardzo się ucieszył. Każde dziecko płci żeńskiej było gorąco wyczekiwane. Spojrzał na również uradowanego partnera.

– Cieszyłbym się także z syna, ale zawsze marzyłem o córce – powiedział Jason ze łzami w oczach. Przez to wszystko co ostatnio się działo, ta chwila przyniosła mu mnóstwo radości i ukojenia. Ciepłe uczucia wlewały mu się do serca i otaczały obu partnerów mackami miłości.

– Już widzę jak odganiasz każdego jej adoratora.

– Tym bardziej jeśli będzie podobna do ciebie.

– Jason, jestem piegowatym typkiem, którego uważasz za ładnego. Nie wiem dlaczego. Wolę oszczędzić jej tego.  To do ciebie powinna być podobna.

– Uważam, że…

– Przepraszam panowie – wtrącił doktor – ale mogę coś powiedzieć? – Już się przyzwyczaił, że ich dyskusja mogłaby trwać wieki zanim dopuściliby go do głosu.

– Tak. – Sebastian zarumienił się i wziął od lekarza ręczniki papierowe, by wytrzeć swój brzuch.

– Więc tak. Dziecko rozwija się nadal dobrze. Macie żwawą córkę.

– Wiem coś o tym – dodał chłopak.

– Sebastianie mam już wyniki twoich badań krwi. Są lepsze niż ostatnio. Uzupełniłeś witaminy w organizmie, z czego jestem bardzo zadowolony. W ogóle wszystkie wyniki są doskonałe. Jak nigdy. Ciąża ci służy.

– Raczej mojemu organizmowi. Bo patrząc na to z innej strony czuję się kiepsko.

– Ciąża to dla każdego trudny okres. Rzeczywiście ty ją bardziej przeżywasz. Ciężej, ale patrząc na to z innej strony z początku wszyscy baliśmy się o ciebie. Teraz wierzę, że idzie ku dobremu. Musisz dużo odpoczywać. Zawsze, mimo problemów, byłeś energicznym chłopakiem, dlatego tym bardziej ciężko ci zostać uwięzionym w domu. Pamiętaj, że do dla dobra twojego dziecka. Przepiszę ci coś na wzmocnienie. – Usiadł za biurkiem i wziął plik recept. – Jak tam twoja astma?

– Od paru dni, nawet jak się zdenerwuję, nie pojawia się. Craig dosłał mi wczoraj nowy transport leków.

– Doskonale. Nie zapominaj o jedzeniu.

– Zrobię się gruby – jęknął Sebastian z pomocą partnera podnosząc się z kozetki.

– Zrzucisz, a maleństwo musi mieć się czym żywić. To też tobie dobrze robi. Tym bardziej, że za miesiąc rodzisz. Rozmawiałem z tym waszym przyjacielem, Craigem. Powiedział, że przyleci na czas porodu i mi pomoże. Tak dawno nie odbierałem męskiej ciąży. Cesarka niby taka sama jak z kobietą, a jednak inna – marudził pod nosem przybijając pieczątki.

– Bo to nie jest naturalne, żeby facet zachodził w ciążę, doktorze – powiedział Sebastian.

– A jednak w naszym gatunku nieliczni mają taką możliwość. Proszę. – Podał receptę młodzieńcowi. – Stosuj wszystko dokładnie tak jak tu wypisałem. – Postukał palcem jedną z kartek. – Zawsze rano przed śniadaniem.

– Dziękuję, doktorze Barney.

– Do widzenia. Widzimy się za dwa tygodnie na kolejnych badaniach.

Jason zaprowadził partnera do samochodu. Chłopak usiadł ciężko w fotelu, odchylając głowę na poduszkę. Sam zajął miejsce za kierownicą i zamierzał jechać prosto do domu. W lusterku widział, że za nimi stoi samochód ochrony. Tak bardzo chciał już prywatności, lecz dopóki nie znajdą tego kto grozi Sebastianowi nie może z niej zrezygnować. W ciągu ostatnich tygodni jeszcze kilka razy pojawiał się ten sam napis, zdjęcia. Ostatnio doszły groźby typu „Twój koniec już się zbliża”, „Nic cię nie uratuje, księciuniu”. Nie wszystko udawało się mu ukrywać przed partnerem. Był taki wściekły na siebie, że nie potrafił znaleźć winnego. Ktoś nadal udawał, że jest z zewnątrz. Ostatnio znaleziono ślady włamania do domu. W domu i w ogrodzie zamontowano kamery, które niczego nie nagrały. Dziwnym zrządzeniem losu zawsze przestawały działać w najważniejszym momencie. Nie miał wątpliwości, że ktoś je wyłączał. Pytanie kto i dlaczego to robił. Sebastian nikomu nie zagrażał. Co więcej, nie był nawet przywódcą klanu, którym nadal pozostawał nieodwołalnie Christian. Oni obaj tylko mu pomagali utrzymać wszystko na odległość. Od myślenia o tym wszystkim tylko bolała go głowa, a stres wzmagał się każdego dnia. Starali się w miarę normalnie żyć. Załatwiali przenosiny w góry, w bardzo piękne miejsce z tego co widział ze zdjęć, które zrobił Brian. Christian przytakiwał ich pomysłowi wyniesienia się z centrum miasta. Dziwne zrządzenie losu. Przecież to właśnie w dużym skupisku ludzi powinni być bardziej niewidoczni, a tymczasem to tu więcej im zagrażało. Jakoś wilki potrafiły żyć z ludźmi, a smoki nie. Oni potrzebowali przestrzeni, miejsca gdzie pozwolą swoim bestiom wyjść. Potrzebowali swojego Camas.

Poczuł dłoń na udzie i spojrzał na Sebastiana.

– Od paru minut ściskasz kierownicę tak, jakby ci zrobiła krzywdę – powiedział chłopak.

– Po prostu tak wiele się dzieje. Nie wiem co mam zrobić, żeby dowiedzieć się kto ci grozi, dlaczego. Gdybyśmy dowiedzieli się dlaczego, odpowiedź przyszłaby pewnie od razu.

– Nie dowiemy się, bo jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, aby ktoś kto należy do klanu mógł mi zagrażać. Przecież wszyscy jesteśmy jedną rodziną.

– Kochanie, nawet w rodzinie zdarzy się czarna owca. – Naprawdę się bał, że dopiero kiedy ten ktoś zaatakuje Sebastiana oni dowiedzą się kim jest ta osoba. Wtedy może być za późno.

– Niestety. Jedźmy do domu. Muszę się położyć. Kręgosłup mi wysiada.

– Zrobić ci masaż? Ostatnio ci pomógł.

– Chętnie. Może jedźmy do twojego domu, co?

– Tam nie ma ochrony…

– Właśnie. Bezpieczniej czuję się z tobą niż z nimi. Poza tym tobie też należy się odpoczynek.

– Dobrze. Zawiadomię tylko Briana, że wrócimy później. – Uległ mu, bo w sumie Sebastian miał rację. Co z tego, że dom jest chroniony, jak pomimo tego i tak nikt nie był tam bezpieczny. Nikomu nie ufał, poza Brianem i o dziwo Asherem Quinnem. – Jeszcze wykupię ten lek na wzmocnienie.

– Spoko.

 

* * *

 

Sebastian wziął długą kąpiel starając się zrelaksować. W domu Jasona, zawsze panowała ta specyficzna atmosfera dzięki której zapominał o problemach. Nawet zastanawiał się czy nie lepiej byłoby gdyby tutaj zamieszkali, lecz Jason się temu sprzeciwił mówiąc, że on, Sebastian powinien mieszkać z głównym domu klanu. To prawda, takie zawsze były tradycje i prawa, ale czyż praw nie łamie się? Zresztą teraz nie miało to znaczenia. Gdy dziecko podrośnie, wynoszą się stąd. Z tego co słyszał to przywódcy ognistych smoków planują to samo. Ojciec Ariona podobno kupił ogromny teren rozciągający się na całe mile  i przylegający do tego, który oni kupili. Cieszył się z tego, bo będzie miał przyjaciółkę przy sobie, a ich dzieci będą razem dorastały.

Pogłaskał się po brzuchu po tym jak wyszedł z wanny. Był taki czas, że nie chciał mieć dzieci. Nie zamierzał ich mieć, a teraz nie wyobrażał sobie tego, by było inaczej. Może za parę lat, znów z Jasonem zdecydują się na dziecko. O ile wszystko będzie dobrze i on przeżyje. Co z tego, że badania wskazują, na idealny stan, kiedy ryzyko zawsze istnieje. Ale obaj z Jasonem starali się o tym nie myśleć.

Zarzucił na siebie szlafrok i przeszedł do sypialni. Tam czekał na niego posiłek składający się z owoców i mięsa.

– Kiedy udało ci się to zrobić?

– Kiedy się kąpałeś. Lodówka tutaj zawsze pozostaje pełna. Zjedz coś, a potem połóż się, to wymasuję ci plecy.

– Jesteś fantastycznym partnerem. – Sebastian włożył sobie do ust kawałek brzoskwini. – I skąd wiedziałeś, że mam na nie ochotę?

– Nie wiedziałem. Jak sam zauważyłeś na talerzu znalazła się niezła mieszanka.

– Bosko. Zadzwonię później do Christiana i powiem mu jakiego cudownego mam partnera. – Nabił na widelec kawałek usmażonego kurczaka. Pomaczał go w sosie i ze smakiem zjadł.

– Bardzo dużo ze sobą rozmawiacie. – Nalał partnerowi soku.

– Uwielbiam go. Dużo pisze mi o tym jak było, kiedy sam spodziewał się dzieci. Trojaczki. Uwierzysz jaki miał brzuch? – mówił po przełknięciu kolejnych kawałków z posiłku. – Powinieneś częściej dla mnie gotować. Dobre to. Same witaminki. – Otarł usta serwetką i napił się soku.

Jason nie potrafił oderwać od niego wzroku. Sam kończył swoje jabłko, bo nie był głodny. Po kilku minutach pozbierał wszystko i zaniósł do kuchni po czym wrócił z olejkiem w ręku. Kupił taki, który nie szkodził partnerowi szczególnie jego zapach, a relaksował go. Uklęknął na łóżku za chłopakiem i zsunął mu z ramion szlafrok. Wylał trochę olejku na dłoń i zaczął masować spięte mięśnie ramion oraz szyi.

– Kocham twoje dłonie – zamruczał Sebastian. – Jak dobrze. Miałem wrażenie, że dźwigam na nich potężny ciężar.

– Cieszę się, że mogę ci pomóc. Jak skończę z ramionami położysz się jakoś na boku tak żebym wymasował ci plecy.

– Na brzuchu nie mogę. Szkoda. Urósł mi. – Objął swój brzuch czule. – Będziemy mieli córkę. Jak ją nazwiemy? Albo nie. Imię wymyślimy jak się urodzi.

– Żeby nie zapeszyć?

– Nie, żeby wiedzieć jakie do niej pasuje. O tak, pomasuj nad łopatką. Super, kocham cię. – Chwycił za jego ręce i przyciągnął mężczyznę do siebie tak, że ten przywarł do jego pleców. – Lubię mieć cię blisko, czuć się.

– Ja ciebie też. – Nie chciał myśleć o tym, że może go stracić. Jak nie przy porodzie tak… Otrząsnął się z tych myśli. Pocałował Sebastiana w ucho i poprosił go, żeby się położył. Poprawił trzymający się za pomocą paska na jego biodrach szlafrok i znów nalał na dłonie olejku. – Powiedz mi gdzie najbardziej cię boli.

– Dół kręgosłupa i górna część pomiędzy łopatkami. – Podłożył dłonie pod policzek i przymknął powieki.

– Załatwione. Będziesz jak nowo narodzony.

– Dobre porównanie, skarbie, biorąc pod uwagę moją ciążę.

Jason zaczął masować go powolnymi, kolistymi ruchami uciskając niektóre punkty mocniej. W ostatnim miesiącu przeszedł szybki kurs masażu, pamiętając, że nie umiejętny masaż może zaszkodzić, a on chciał pomóc Sebastianowi w jego bólach pleców. Dzięki temu mógł przynieść ulgę partnerowi, który za miesiąc miał wydać na świat ich córeczkę. Już widział małą biegającą wokół nich, śmiejącą się, wołającą do nich tato, a może papo do jednego z nich. Czekał ich naprawdę cudowny, acz mimo wszystko trudny czas. Ailis mówiła im o nocnych pobudkach, brudnych pieluchach, kaszkach, ślinotoku. On był na to gotów. Modlił się tylko, żeby wszystko poszło dobrze. Kolejne cztery tygodnie zadecydują o wszystkim.

– Znów się zamyśliłeś.

– Masz rację. Wybacz. – Wznowił masaż tym razem rozpoczynając go wyżej kręgosłupa.

– Będzie dobrze, Jason. Nie myślę, że może być inaczej. Nie mogę się denerwować. Tym bardziej, że dziecko czuje mój niepokój – powiedział Sebastian kilka minut później, kiedy przekręcił się na plecy. – Zawsze miałem się za byle co. Od czasu kiedy ciebie spotkałem wszystko się zmieniło. Pamiętasz ten dzień?

Jason otarł dłonie w ręcznik i usiadł przy partnerze po turecku. Trochę był zaskoczony zmianą toru rozmowy.

– Włóczyłem się po całym kraju bez celu – wyznał Jason. – W końcu trafiłem na was. Byłem tak zaskoczony, że naprawdę istniejecie. Poprosiłem twoją mamę o pobyt w mieście, ale nigdy nie przyłączyłem się do niej.  Tamtego dnia, gdy wszedłem pierwszy raz do twojego domu, schodziłeś po schodach. Miałeś piętnaście lat, a już byłeś bardzo wysoki.

– Przywitałem się z tobą i zapytałem kim jesteś. Byłeś pierwszą osobą, do której od kilku dni się odezwałem. Dawniej wolałem tylko swoje towarzystwo.

– Wiem. Na szczęście dużo się zmieniło, Seba. Wstąpiła w ciebie energia jak nie wiem.

– Dziwna to była znajomość. Myślę, że już wtedy nasze więzi do siebie ciągnęły, tylko my o tym nie wiedzieliśmy.

– Być może, bo właśnie w tamtej chwili coś mi powiedziało, że mam zostać. – Położył się obok Sebastiana najpierw całując jego brzuch, potem usta. – Cieszę się, że zostałem. Nie oddałbym tego za nic w świecie. – Przesunął kłykciami po policzku chłopaka, którego włosy tworzyły areolę wokół głowy.

– Ja też. Wiesz co?

– Hm?

– Ta chwila teraz była nam potrzebna. Czuję się odprężony, spokojny. Możemy tu zostać jeszcze do wieczora?

– Czemu nie. – Jeśli miało spotkać ich coś złego, to spotka ich wszędzie, a teraz faktycznie szkoda tych chwil, podczas których odpędzili troski na bok.

Dopiero kiedy Sebastian przy nim zasypiał znów zaczął się zastanawiać kto zagraża jego partnerowi i znów przeżywał frustrację, że nie zna odpowiedzi, a przecież tak dużo w tej sprawie robił. Niestety, ciągle był daleko od rozwiązania tego.  

 

* * *

 

Dwa tygodnie później Sebastian spał na piętrze, a Jason zostawił go postanawiając zająć się pracą. Tym bardziej, że Brian razem z Ailis pojechali z córką na badania. Małej nic nie dolegało, ale woleli dmuchać na zimne. Przecież była ich oczkiem w głowie. Sam już nie mógł się doczekać kiedy weźmie na ręce swoje dziecko.

Usiadł przed komputerem nie mając ochoty uruchamiać sprzętu, a jeszcze bardziej na to, żeby wprowadzić te wszystkie dane, które znajdowały się w jednej z teczek. Do tego musiał wykonać kilka telefonów i zaczął od tego. Pierwszy był tym najprzyjemniejszym.

– Cześć, Christian? Jak się masz? Jak partnerzy, dzieci? – Słuchając relacji Chrisa śmiał się. Dzieciaki jego króla były już duże i zaczęły im uciekać ciekawe świata. Chris bał się co będzie kiedy przejdą pierwszą przemianę, bo już teraz nie mógł nad nimi zapanować i żałował, że je tak rozpuszczał. Nazywał ich małymi potworkami, które kochał nad życie. Później ponarzekał na partnerów, na przyjaciół, a potem zaczął ich wychwalać. Arion z Craigiem pracowali w klinice. Arion uczył się na lekarza. Luis z Alessiem nadal kochali się i pieprzyli jak króliki z czego też się śmiał i miał nadzieję, że kiedyś ich pozna. Dalej Jason poruszył temat przeprowadzki i młody zmienny kolejny raz to pochwalił. W czasie rozmowy Jason wysłał mu plany terenu i jego zagospodarowania, bo jako król diamentowych smoków ostatnie słowo należało właśnie do Christiana. Na koniec porozmawiali jeszcze o interesach, by w końcu mógł się pożegnać. W czasie kiedy odkładał słuchawkę do gabinetu wszedł Alrik.

– Szefie możemy pogadać?

– Pewnie. Co tam? Trafiłeś może na coś? – Strącił łokciem długopis i pochylił się by zebrać go z podłogi.

– Trafiłem. Tak jakby trafiłem szefie.

Jason wyprostował się z długopisem w ręku i zamarł na widok broni z tłumikiem skierowanej prosto w jego stronę.

2 komentarze:

  1. Hej, hej,
    Ty to tak potrafisz zaciekawić, że teraz to będę paznokcie ogryzać, Arlik naprawdę za tym stoi, ale czym się kieruje... Jason jest wspanialym partnerem taki opiekuńczy...
    weny i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    o matko to Arlik jednak za wszystkim stoi... czy jeszcze coś innego się za tym kryje...
    Ale z Jasona to cudowny partner wspiera we wszystkim Sebastiana...
    Ty to potrafisz trzymać w napięciu...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)