2021/03/07

Największy skarb - rozdział 1 (W cieniu ludzi tom 5)

 Hejka. Jestem, żyję, wracam. Covid na tę chwilę za mną, na całe szczęście. Oby szybko nie wrócił.

Kochani, od dzisiaj przez 10 tygodni, zgodnie z życzeniem paru osób, będę publikować tutaj piąty tom W cieniu ludzi. Najchętniej bym tego nie robiła. Dlaczego? Dlatego, że to co Wam będę wrzucać prawdopodobnie jest wersją niepoprawioną. Aczkolwiek nie jestem tego pewna. W każdym razie to jest jedyny dokument doc. jaki mam. Mam pdfa, wersję na pewno poprawioną, ale kopiując tekst stamtąd, wszystko się psuje, sieka, a do tego kopiują się też strony. Przerobiłam pdf na doc. i jest to samo. Do tego robi się taki bałagan, że ja bym musiała nad rozdziałem spędzać pół dnia, aby to jakoś dało się czytać. Szlag by mnie trafił. Mówię to otwarcie. Dlatego wrzucam co mam. Jest taka taka zapchaj dziura, abym mogła po tym tekście wstawiać "W rytmie miłości" o którym już nie raz wspominałam. 

Przyznaję, że nie pamiętam tego tekstu, nie wiem o co w nim chodzi, co się dzieje i na pewno nie mam zamiaru go czytać. W sumie przeczytałam fragment pierwszego rozdziału i zastanawiam się co ja za szmirę pisałam. Ale wiem, że seria Wam się bardzo podobała. :)

Ostatni rozdział tego tomu pojawi się 9 maja. Potem nastąpi przerwa i
jak wszystko będzie dobrze, to W rytmie miłości zacznę publikować od 6 czerwca.Do tego dnia powinnam mieć spory zapas rozdziałów i liczę na to, że nie potrzeba będzie robić przerw, bo nie będę mieć co wstawiać. :)


Zapraszam na pierwszy rozdział z dziesięciu. 


– Coś się stało?

Sebastian usłyszawszy głos swojego współlokatora odwrócił się do niego.

– Dlaczego miałoby się coś stać?

– Chłopie znam cię od roku i po raz pierwszy stoisz w gaciach, rozmyślając o niebieskich migdałach, zamiast się pakować.

– Dziwnie mi. Od roku nie byłem w domu. Przyzwyczaiłem się do mieszkania w internacie. Przyzwyczaiłem się do życia tutaj – dodał po chwili.

– Dla mnie to dziwne, że kończyłeś liceum tak daleko od własnej chaty.

Sam się sobie dziwił. Chodził do dobrej szkoły, a nagle w wakacje rok temu zadzwonił do Christiana z pytaniem czy mógłby zamieszkać w internacie, bo chce uczyć się w liceum, które wybrał. Christian zgodził się, o ile na to zgodę wyrazi również Jason, bo to na niego spadły wszystkie obowiązki przywódcy klanu zmiennych smoków.

Dwa lata temu Christian Elisander strącił z tronu jego matkę, która wciąż przebywa w zakładzie zamkniętym, odsiadując wyrok dożywocia za zbrodnie, które popełniła. Mordowała zmienne diamentowe smoki, które jej się sprzeciwiały, nie uznając jej rządów i chciały oddać ją pod sąd Wielkiej Rady. Na szczęście pojawienie się jej siostrzeńca Christiana, prawowitego władcy, sprawiło, że zapłaciła za swoje zbrodnie. Tamtego dnia Chris mianował jego i Jasona czymś w rodzaju prawych rąk, a rządy, bo tak to można nazwać, sprawował za ich pośrednictwem i Internetu.

Jason zgodził się na jego wyjazd, co tylko Sebastianowi wyszło na dobre, bo nauczył się żyć wyłącznie w świecie ludzi, od czasu do czasu w jakimś ustronnym miejscu pozwalając wyjść swojej bestii. Teraz miał wrócić do świata zmiennych czego nie mógł się doczekać, ale jednocześnie coś go niepokoiło. Czuł, że nie może być to nic złego, lecz i tak z ociąganiem się pakował. Ciekaw był jak zareaguje na przyjaciół, którzy po aresztowaniu matki bardzo mu pomogli. Ailis i Brian ogniste smoki wciąż zawracały mu głowę głupotami, a Jason… Właśnie Jason. To przed nim uciekł. Gdzieś w głębi serca coś zaczynał do niego czuć i musiał wyjechać. Przecież taki mężczyzna jak Jason nie mógł zwrócić uwagi na androgenicznego chłopaka. Pewnie ma jakiegoś super męskiego partnera i on nie zamierzał mu wchodzić w drogę. 

– Czasami tak trzeba – odpowiedział kumplowi. Lubił tego chłopaka i jego dziewczynę, i miał nadzieję, że utrzymają ze sobą jakiś kontakt. Tym bardziej, że obojgu nie przeszkadzało to, że czasami lubił się umalować i ładnie ubrać, nie tak po męsku jakby inni tego oczekiwali. Christian nauczył go, a kilka razy się już spotkali, że ma być sobą i ma chrzanić to, co inni o nim myślą. Nie może ciągle udawać i być nieszczęśliwym. Dlatego był sobą i nie zamierzał być nikim innym.

– W sumie, może masz rację – odparł kumpel. – Zbieram się już.

– Pozdrów, Maję. – Kumpel i jego dziewczyna wybierali się wspólnie na studia, planowali razem zamieszkać, a on pewnie będzie sam. Komu mógłby się podobać rudzielec z piegami – na pewno nie Jasonowi, ten ciągle powtarzał kogo by chciał za partnera – bo te jakoś pojawiły się, gdy skończył osiemnastkę i nijak nie mogły zniknąć.

– Pozdrowię. A ty spakuj się w końcu i ubierz.

– Spoko.

– To trzym się, stary. Dzwonimy się.

– Narka. – Przybił kumplowi piątkę i po chwil został już sam. Miał jeszcze trochę do pakowania, a potem nie pozostanie już nic, co go odciągnie od powrotu i od uczuć, które niespodziewanie pojawiły się.

 

* * *

 

Podenerwowany Jason chodził tam i z powrotem. Od wczoraj nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Wszystko przez telefon Sebastiana.

– Uspokój się, jego powrót to nie koniec świata – powiedział Brian trzymając na rękach swoją córeczkę.

– On ma już dziewiętnaście lat.

– I co z tego?

– To z tego, że będzie w stanie wyczuć kim dla niego jestem.

– Ja się nadal dziwię, że on nic  nie wie. Każdy to widzi. Nawet partner Ariona od razu to zauważył. O Christianie już nie wspomnę.

– Całe szczęście nic nie powiedzieli. – Potarł twarz dłońmi. – Może nie będę musiał się z nim spotykać. Powiem, że jestem bardzo zajęty…

– Pieprzysz farmazony. Najlepiej zamknij się w domu i do końca życia z niego nie wyjdź. Nie mam dziś do ciebie sił. Chyba przyślę Ailis, żeby ci parę rzeczy wbiła do łba.

– On ma tylko dziewiętnaście lat. Los ze mnie zakpił.

– A może los wiedział co robi. – Brian uniósł brwi.

– Tak, na pewno.

– Nie chcesz go? Od trzech lat wiesz kim jest dla ciebie, mogłeś go zostawić, wyjechać cholera wie gdzie, ale zostałeś. Stałeś się jego przyjacielem, pomagałeś mu. Sprawa Ailis i moja szczególnie was zbliżyły.

– Wiem. Nie wiem czy popełniłem błąd zostając czy nie. Wiem tylko, że nie mogłem go zostawić. Jest uroczy, potrzebuje oparcia.

– Tak jak ty potrzebujesz się kimś zaopiekować, kogoś kochać.

– Odwal się, Brian.

– Denerwujesz się, bo mówię prawdę. Przyjaciele zawsze walą prawdę prosto z mostu. Nie unikniesz tego.

– I tego się boję. – Zmierzył przyjaciela wzrokiem, a potem uśmiechnął się do jego córeczki. Mała patrzyła  na niego wielkimi oczyma wzbudzając niesamowity instynkt ojcowski. Instynkt, który czasami nocami nie dawał mu żyć. Pragnął dziecka i to było tak silne, że nie potrafił sobie z tym poradzić. Musiał się jednak pogodzić z tym, że nigdy nie będzie go  miał. – Muszę wracać do pracy. Mam podpisać stos dokumentów, ale wpierw powinienem je przeczytać.

– Odwiozę małą i pomogę ci.

– Jedź do żony. Dzisiaj wasza rocznica poznania się, więc po świętujcie ten dzień, noc. Poradzę sobie. I przyrzekam, że nie będę panikował. Do jutra – dodał wytrzymując przy tym karcący wzrok Briana. – Dla was to takie łatwe.

– Bo to jest łatwe.

– A co jak wróci, wyczuje kim dla niego jestem i powie, że nie chce wiązać się ze stuletnim smokiem?

– Coś ci powiem. – Brian zbliżył się do Jasona. Mała uśmiechnęła się do wujka. – On mając lat siedemnaście, osiemnaście patrzył na ciebie nie jak przyjaciel. Ailis podejrzewa, że nie czując więzi i tak się w tobie zakochał.

– Jej romantyczna dusza widzi tak dużo. Tak jakby, to wszystko mogło się zmienić.

– Ty, taki niepewny? Szok – zakpił.

– Nie widziałem go od roku, nie chciał się ze mną spotkać.

– Ale teraz wraca i wszystko ulegnie zmianie. Cześć i do jutra. Zofija, powiedz wujkowi Jasonowi papa. – Dziewczynka pomachała rączką.

– Papa, Zo. – Usiadł wzdychając ciężko. – Tak, wszystko ulegnie zmianie. W to nie wątpię – mruknął do siebie zająwszy się wypełnianiem papierków. Będzie musiał je jeszcze zeskanować i wysłać Christianowi.

 

* * *

 

Siedział w autobusie i oparłszy czoło o szybę wpatrywał się w mijane punkty. Sam nie wiedział jak się czuł. Jechał do domu i powinien skakać z radości. Skończył liceum, zdał wszystkie egzaminy z bardzo dobrym wynikiem i zamiast się cieszyć, bardziej mu było smutno niż do śmiechu. Nie rozumiał tego. Mimo jakichś tam obaw z powrotu do domu, powinien reagować inaczej. Tymczasem coś w nim siedziało, coś go męczyło, a do tego było mu trochę gorąco i już chciał dotrzeć na  miejsce. Niestety, według niego, autobus wlókł się za wolno. Mógł skorzystać z propozycji Briana, że mężczyzna po niego przyjedzie, lecz nie chciał go fatygować. Przecież potrafił sam dotrzeć do domu. Teraz tego zaczynał żałować. Z drugiej strony co byłoby gdyby to Jason po niego przyjechał? Ujrzałby mężczyznę, a nie wie czy jest na to gotowy. Co jak Jay spotkał swojego partnera i jeszcze z nim by przyjechał? Zaraz jednak zreflektował się, bo by mu raczej o tym powiedział w czasie, nielicznych co prawda, rozmów telefonicznych. Co jak to ma być niespodzianka? Jak on to wytrzyma? Był pewny, że coś czuł do tego mężczyzny i zastanawiał się jak zareaguje na jego widok. Tak bardzo chciałby zostać przez niego objętym, przytulić się i wdychać jego zapach. Pamiętał jak Jason pachnie. Drzewem sandałowym i cedrem. Przede wszystkim cedrem, ale to nie woń perfum pamiętał. Potrafił wyczuć zapach samego Jasona, jakby nie używał kosmetyków. Co go zaskakiwało to tylko od niego potrafił to wyczuć. U innych wody kolońskie i inne tego typu rzeczy skutecznie zagłuszały naturalne zapachy. Natomiast Jason… Wyprostował się. Dlaczego ciągle o nim myśli i czemu jego smok mruczy z takim zadowoleniem?

Spojrzał na zegarek. Dojedzie dopiero za godzinę, a on już nie mógł tu wysiedzieć. Do tego zanudzi się na śmierć. Próbował czytać, ale nie miał na to specjalnej ochoty, więc schował książkę. Widoki za oknem również mu się znudziły i znów uderzyła w niego fala gorąca. Nic dziwnego to był już koniec czerwca, a dzień dosyć upalny. Podniósł się i odsunął w oknie mały lufcik. Poczuł na twarzy nikły, bo nikły, ale podmuch wiatru. Lepiej mu się zrobiło, więc usiadł. Najbardziej się bał, że dostanie ataku astmy. Dzięki lekom Craiga Raiforda nie były tak częste jak dwa lata temu i tak silne, ale od czasu do czasu pojawiały się. Szczególnie wtedy, kiedy się denerwował. Dlatego zawsze starał się mieć przy sobie dwa inhalatory, jeśli się gdzieś wybierał, bo nie było mu łatwo poznawać nowe miejsca i być spokojnym. O dziwo do tej szkoły, którą zostawił za sobą, przyzwyczaił się od razu. Internat też był w porządku. Opiekowała się nim starsza, poczciwa kobieta, która wiele razy myliła go z dziewczyną i chciała umówić ze swoim wnukiem. Nie przeszkadzało jej, że ta dziewczyna ma ponad metr osiemdziesiąt, a w butach na obcasach jeszcze więcej, płaską klatkę piersiową i niski głos. Powtarzała, że nikt nie jest doskonały i od nowa zaczynała mówić o swoim wspaniałym wnusiu. Denerwujące, ale to dzięki niej czuł się tam jak w domu. Poza tym poznał Paula i Maję. Dzięki nim nie był tam sam i nie raz było bardzo wesoło. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie ich małych, niewinnych wybryków.

Dopiero po chwili zorientował się, że autobus stoi, a pasażerowie zbierają się do wyjścia. Wyjrzał przed okno i upewnił się z tabliczki na dworcu, że jest na miejscu. Na wspomnieniach szybko mu zleciała godzina. Dzięki temu też się rozluźnił. Zabrał swoją dużą torbę i przewiesiwszy ją sobie przez ramię powoli wydostał się z dusznego pojazdu.

Ruszył chodnikiem w stronę ulicy, na której stał jego dom. Na piechotę miał jakieś piętnaście minut drogi przed sobą, więc wolał się przejść. Idąc rozpoznawał w niektórych ludziach diamentowe smoki. Nieliczni też rozpoznawali go i pozdrawiali. Dzieci machały mu, a on robił do nich głupie miny, na co wybuchały śmiechem. Kochał ich, swój klan, który dla niego tak dużo znaczył. Teraz poczuł, że wrócił do domu.

Doszedłszy do budynku, w którym się urodził i mieszkał całe życie, zatrzymał się przed bramą. Ogród pięknie zakwitł, witając każdego ukwieconymi klombami. Drzewa miały multum liści dające cień, więc można było spokojnie usiąść na jednej z rozstawionych ławeczek i schronić się przed palącym słońcem. Przeszedłszy wyłożonym kostką brukową podjazdem dotarł do wejścia. Drżącą z przejęcia dłonią nacisną ciężką mosiężną klamkę. Drzwi uchyliły się witając go w nic nie zmienionym holu. Jak tylko przekroczył próg domostwa do jego czułych nozdrzy wleciał nęcący zapach. W jego ciało uderzyła kolejna fala gorąca, a smok ponownie zamruczał jak duży kociak. Od razu rozpoznał co to za zapach. Chwilę temu musiał przechodzić tędy Jason. Mógłby po zapachu wyśledzić jego ścieżkę. Mężczyzna odwiedził kuchnię, a potem przeszedł do gabinetu mieszczącego się tuż za salonem.

Sebastian odstawił torbę, a potem skierował się w tamto miejsce. Poprawił opadającą mu z ramienia koszulkę na szelkach. Była długa, sięgała mu z prawej strony do połowy uda, a z drugiej ledwie okrywała biodro. Lubił takie rzeczy, dziwnie skrojone, seksowne i wąskie, a pod tą szczególnie odznaczało się jego ciało. Stanąwszy przed drzwiami do gabinetu zagryzł wargę i zapukał.

– Wejdź.

– Od kiedy wiedziałeś, że tu jestem? – zapytał jak tylko znalazł się w pomieszczeniu. Smok w nim zaczął szaleć i popychać go w stronę siedzącego za biurkiem mężczyzny. Do tego krzyczał coś niesamowitego i nie wiedział czy ma w to uwierzyć.

– Od kiedy wszedłeś do domu. – Wstał i obszedł biurko. Jego partner wrócił. Jego Sebastian. I to jaki Sebastian. – Urosłeś.

– I mam mięśnie na rękach, a nie cienkie patyczki. – Zrobił ostrożnie krok w jego stronę. Bestia w nim już wyraźnie wołała na Jasona: „Partner”. – Czy ty…

– Skończyłeś dziewiętnaście lat. W tym wieku możesz już wyczuć partnera lub partnerkę – wytłumaczył Jason domyślając się o co chce go chłopak zapytać. Aż coś mu się robiło, kiedy powstrzymywał się przed porwaniem go w ramiona. Wolał decyzję zostawić jemu.

– To znaczy, że ty… – W oczach Sebastiana pojawiły się łzy, kiedy wyciągał rękę, żeby nią dotknąć twarzy Jasona, jakby sprawdzając, czy stojący przed nim zmienny jest prawdziwy. – Czy ty jesteś moim partnerem?

– Jesteś tym zawiedziony? – Nie ruszał się i miał wrażenie, że serce mu stanęło w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Szczęśliwy. Nie spodziewałem się. Nie, że ty. Bałem się, że już kogoś masz. Tymczasem wracam i mój smok wrzeszczy kim dla mnie jesteś. – Zabrał rękę uświadamiając, że Jason go jeszcze nie dotknął. Może nie chce tego zrobić, może to jego nie chce. – Ty jesteś zawiedziony, prawda?

– Skąd takie myśli, głuptasie?

– Bo nawet mnie nie objąłeś. Nie widzę, żebyś się cieszył.

– Bałem się, że ty się nie cieszysz.

– Jason, kocham cię odkąd skończyłem siedemnaście lat, świadomość tego uderzyła we mnie parę miesięcy temu, więc jak mam się nie cieszyć, kiedy okazało się kim dla mnie jesteś. Ale to może ty nie jesteś zadowolony z kogoś takiego jak ja.

Pewnie by nie był, bo faktycznie lubił męskich mężczyzn, ale w Sebastianie nawet bez więzi było coś co go urzekło. Znał go odkąd chłopak skończył piętnaście lat, czyli rok wcześniej zanim Jason poczuł w nim partnera. Już wtedy chłopak miał coś w sobie i go pociągał, ale nie śmiał zrobić w jego stronę nawet kroku. Dwadzieścia lat temu uciekł z niewoli, włóczył się przez całe lata po świecie, aż dotarł tutaj i został właśnie z powodu Sebastiana.

– Mam być niezadowolony? Seba, ja czekam na ciebie od trzech lat, aniele. Od trzech długich lat. – Objął dłońmi jego twarz. – Masz piegi, są urocze.

– Wstydzę się ich. Są wszędzie i co znaczy, że czekasz od tylu lat? – Wziął jego dłonie w swoje, bo musiał najpierw to wyjaśnić.

– Powinieneś wiedzieć, że kiedy smok kończy szesnaście lat uaktywnia w nim się enzym partnerstwa. Wtedy jest wyczuwalny dla partnera więzi, ale sam jeszcze nic nie czuje. Partner jeśli tak wcześnie odnalazł ukochanego musi poczekać. Rozumiesz? Musi poczekać, aż ten zacznie czuć więź.

– Czekałeś?

– Czekałem. – Westchnął, kiedy został opleciony rękoma Sebastiana.

– Nie sprawiedliwe, że musiałeś tyle czekać. A ja jeszcze wyjechałem – mówił przytulając się i wciskając nos w jego szyję. Tak, to był ten zapach, którego nie zapomniał. Jason to jego partner. Z radości miał wrażenie, że żołądek wywija w nim fikołki.

– Dobrze, że wyjechałeś, było mi łatwiej, szczególnie kiedy zobaczyłem, że dojrzałeś. Wiesz jak się bałem, że przejdziesz swoją pierwszą ruję tu w domu i ja tu będę. Bałem się, że nie wytrzymam i przyjdę do ciebie.

– Mam nadzieję, że tak będzie, bo jeszcze nie dopadła mnie pierwsza gorączka. – Nie przyznał się, że chyba zaczyna czuć jej pierwsze symptomy. Minie jeszcze parę dni, gdy ta uderzy w niego z całą mocą. Z tego co słyszał u diamentowych smoków trwa ona siedem długich dni i  nocy. Wtedy będzie potrzebował kogoś kto z nim będzie się kochał. Christian mu opowiadał, a spędzili trochę godzin rozmawiając na komunikatorze, że gdy on miał ten czas, a był sam, miał ochotę rzucić się na każdego mężczyznę czekając tylko, żeby go posiadł. Zamykał się wtedy w pokoju i nie wychodził. Z nim też tak będzie, tylko on już ma partnera, który pomoże mu przejść przez pierwszą ruję. W każdym razie miał na to wielką nadzieję.

– To znaczy, że…

 Że wróciłem do domu w dobrym momencie. – Odsunął się od niego, a ich twarze dzieliły tylko centymetry. Pieścił wzrokiem twarz Jasona, policzki pokryte kilkudniowym, ciemnym i kłującym, zarostem, prosty nos, zmysłowe usta i ciemne oczy.

– Jesteś mój.

– Przyjmujesz mnie, Jason?

– Całym sercem i ciałem. – Miał wielką ochotę go pocałować. Marzył o tym trzy długie lata. O chwili kiedy ich usta zetkną się ze sobą i połączą w coś niesamowitego. Wsunął dłoń w jego długie włosy przytrzymując mu z tyłu głowę i gdy wargi Sebastiana rozdzieliły się, pochylił się już ich prawie dotykając, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zaklął pod nosem przepraszając wzrokiem młodego partnera.

– Widać to nie ta pora. – Sebastian odsunął się. – Co się odwlecze…

Jason i tak był zły za przeszkodzenie im. Ucałował Sebastiana w skroń i wyprostował się spoglądając w stronę drzwi.

– Wejść.

Do gabinetu wszedł Alrik, który pracował dla nich jako pomocnik i ochroniarz. Wcześniej pracował dla mamy Sebastiana, ale nie zwolnili go postanawiając mu zaufać i do tej pory nie zawiedli się.

– Witaj, książę. – Alrik pokłonił się w stronę Sebastiana.

– Witaj, Alriku, miło znów cię widzieć.

– Przepraszam, że przeszkadzam. – Z łatwością wyczuł krążący w pomieszczeniu zapach partnerstwa. – Ale przybył niejaki Ash Flyn i pyta o pracę. Mam go odesłać, czy go przyjmiesz? – zwrócił się do Jasona.

7 komentarzy:

  1. Hejka. xD Luanko, ja mam wersję doc tego opowiadania, ale nie wiem, czy poprawiona... Podesłać Ci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli jest tak okładka lub napisane kto poprawiał, spis treści itd. to jest to wersja poprawiona. Jakby co podeślij. :)

      Usuń
    2. Nie ma tego, niestety, ale podesłałam. ;)

      Usuń
  2. Znam to, miałam ściągnięte wszystkie części, ale niestety komp padł i trudno teraz to wszystko odnaleźć 🤔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Beezar.pl nadal jest do pobrania ten tom i tom, w którym znajdują się poprzednie 4 części. :)

      Usuń
  3. Hejka,
    och bardzo cieszę się z tego tekstu... że akurat w takim momencie ktoś im musiał przeszkodzić, Jason w panice na powrót Sebastiana... a tutaj och...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    no i tak jak mówiłam na "poprzednim blogu" zacznę już komentować od tego, ale i na pewno "Skrawek nadziei" skomentuję bo mnie przyciąga...
    uwielbiam tą serię i cieszę się, że publikujesz ten ostatni tom...
    takie krążenie wokół siebie, obydwaj boją się, że ten drugi odrzuci...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)