2021/04/03

Największy skarb - Rozdział 5 ( W cieniu ludzi tom 5)

Wesołych, Pogodnych, Zdrowych i Spokojnych Świąt Wielkiej Nocy. Nadziei na lepsze jutro i chwil pełnych relaksu.


 

 

 

 Zapraszam na rozdział. Wyjątkowo wstawiony dzień wcześniej. :)

 

 

 Dziękuję za komentarze. :)


Zmęczony Jason potarł skronie. Od tygodnia nie potrafił odetchnąć. Wiadomość o ciąży i to, że poród może zagrażać Sebastianowi dobijały go. Jego partner cieszył się jakby tu nie chodziło o jego życie. Już planował jaki będzie pokój dla dziecka, jakie ubranka mu się kupi. Niemniej nic nie kupował z powodu starych  ludzkich przesądów, żeby niczego nie kupować przed urodzeniem się dziecka, bo nieszczęście będzie. On w to nie wierzył, ale Sebastian trzymał się tego dzielnie. Jason nie ingerował w to. Może tak było lepiej. Ileż razy zdarzało się, że para przygotowała pokój dla dziecka, stało łóżeczko, było mnóstwo zabawek, a niestety dziecko podczas porodu umierało. Para wracała do domu, do pokoju w którym mieli położyć maleństwo, a łóżeczko pozostało puste. Nasuwało się wtedy pytanie, co z tym wszystkim zrobić. Jak zapomnieć, kiedy gotowy pokój czeka na maleństwo. Takie coś jeszcze bardziej bolało. Co innego jak ktoś da prezent, jak powiedział Sebastian, ale sam nic nie kupi.  Niby dobrze byłoby mieć coś kupione na jakiś czas prze porodem, żeby później ze wszystkim nie latać, ale Brian i Ailis obiecali, że się wszystkim zajmą, a oni mają się niczym nie przejmować.

Pytanie jak miał się nie przejmować, kiedy wciąż w głowie odtwarzał sobie rozmowę z lekarzem tuż po badaniu Sebastiana.

 

Podczas gdy Sebastian poszedł do toalety, lekarz wziął Jasona na bok  i powiedział:

– Proszę na niego uważać. Ciąża dla niego to duży wysiłek. Jeszcze nie spotkałem zmiennego, któremu coś dolega, więc tym trudnej jest mi powiedzieć w jak dużym stopniu można określić ryzyko. Zastanawiam się czy na miesiąc przed porodem nie kazać mu leżeć w łóżku. To się jeszcze zobaczy. W każdym bądź razie, nie może się denerwować. Atak astmy może zagrażać ciąży i życiu dziecka. Niech sobie siedzi w domu, buja w obłokach, czyta miłe książki.

– Sebastian? Mówi pan tak, jakby go nie znał. Chłopak ma mnóstwo energii, nie zamknę go w domu.

– Porozmawiam z nim. On już kocha to dziecko, więc zrobi dla niego wszystko. – Lekarz zamyślił się.

– Coś jeszcze?

– Tak, tak. Skontaktuję się z panem Raifordem i wypytam o wpływ leków na ciążę. Chciałbym jeszcze prosić pana, żeby Sebastian jadł. On musi nabrać ciała, to go też wzmocni. W tej chwili bez użycia siły można go złamać w połowie. Proszę, niech dobrze je. Dam panu spis tego, co może jeść i tego, co jest kategorycznie zabronione. I podkreślam, teraz on potrzebuje spokoju.

– A co z porodem? Od zawsze mówiono, że może go to zabić. Zmienni są silni, żyją długo, ale są też bardzo krusi. Mała rzecz może nas zabić. Co nie szkodzi ludziom, dla nas, szczególnie smoków, może być zabójcze.

– Mam tę świadomość. Sam jestem zmiennym. – Uśmiechnął się widząc zmieszanie Jasona. Rozumiał jego podenerwowanie. – Cesarka też bywa ciężka dla dziecka i rodzącej lub rodzącego w naszym przypadku. Jakikolwiek atak może mieć na jej przebieg zły wpływ. Jednakże odkąd Sebastian bierze te nowe leki zdecydowanie mu się poprawiło, więc ryzyko już jest mniejsze. Proszę być dobrej myśli.

 

Dobrej myśli? Tylko lekarz może tak powiedzieć nad umierającym pacjentem, obiecując rodzinie chorego, że wszystko jeszcze będzie dobrze. Może to on za bardzo się tym denerwuje? Przecież takie coś też ma zły wpływ na jego partnera. Sebastian wyczuwa teraz u niego każdą tłumioną emocję. Nie może mieć to dobrego wpływu na partnera.

– Widząc cię takiego trudno mi cokolwiek powiedzieć, żeby dać ci więcej nadziei na to, że będzie dobrze.

Jason ocknął się słysząc ukochany głos. Sebastian stał oparty o drzwi patrząc z troską i jakby przepraszając, że sprawia mu zmartwienie.

– Nie przejmuj się moim stanem – powiedział Jason. – Chyba każdy na moim miejscu by się denerwował.

– Czuję, że będzie dobrze. – Podszedł do swojego partnera i usiadł mu na kolanach. – Siedzisz w tym gabinecie całymi dniami i się zamartwiasz. Wyjdź do ludzi. Pogadaj z innymi. – Zawinął ręce wokół szyi Jasona. – Wiesz, że ten nowy dobrze się spisuje?

– Flyn? – Nie mógł powstrzymać się przed dotknięciem go. Przesunął palcem po ustach Sebastiana, policzku, szyi ukrytej pod burzą rudych włosów.

– A któżby inny. Chwalą go. – Z ochotą nastawiał się do tych drobnych pieszczot. Lubił takie małe, sprawiające przyjemność, nie koniecznie od razu prowadzące go seksu, czułostki.

– Jeszcze tydzień ma tutaj być.

– Chodzą słuchy, że planuje zostać na dłużej. – Potarł ich nosy o siebie. Uwielbiał Jasona.

– Nic o tym nie wiem. Ktoś z nim rozmawiał?

– Alrik coś o tym przebąkiwał.

– Będę musiał pogadać o tym z Ashem Flynem.  

– Zrób to i nie martw się. – Cmoknął Jasona szybko w usta. – Muszę lecieć.

– Wybierasz się dokądś? – Nie pozwolił mu zsunąć się z kolan.

– Umówiłem się z Ailis na mieście. Jeszcze dopóki nie widać mojego brzucha, mogę się tak pokazać jako chłopak. Połazimy po sklepach. Pooglądamy ciuszki dla maluszków.

– Powiedziałeś, że nie chcesz nic kupować.

– Naszemu dziecku nie. – Sebastian z czułością położył sobie rękę na brzuchu i go pogłaskał. – Kupimy coś córeczce, Ailis. Widziałem na wystawie taką białą sukieneczkę. Zofija będzie w niej wyglądała jak księżniczka.

– Sebastian, masz na siebie uważać. Odpoczywać. I nie zamieniaj mi się w piszczącą z zachwytu na widok dziecięcych bucików kobietę.

– Uważam. Odpoczywam. A sam wiesz, że jestem facetem. W nocy mogłeś sobie mnie dokładnie obejrzeć i po dotykać.

Seks, to  było to co mogli uprawiać, byle tylko nie za ostro. Jason z początku nie zamierzał kochać się ze swoim partnerem, ale lekarz go od tego odwiódł mówiąc, że to tylko pomoże Sebastianowi w dobrym samopoczuciu. Tak, więc kochali się, robiąc to ostrożnie i musiał przyznać doktorowi rację. Po każdym takim razie, Sebastian promieniał, a hormon szczęścia, tak potrzebny partnerowi wzrastał bardzo szybko. Chłopak był odprężony, szczęśliwy i w takiej chwili patrząc na niego on sam również przestawał się wszystkim martwić. Dopiero na miesiąc przed porodem będą musieli zrezygnować z pełnych stosunków seksualnych. Ale lekarz nie zabronił im innej aktywności cielesnej przynoszącej spełnienie.

– Jason, domyślam się o czym teraz myślisz, ale muszę iść.

– No tak, Ailis zabiera mi ciebie. Nie wiem czy się na to zgodzę. – Uniósł prawą brew.

– Tylko na parę godzin. Potem wrócę i odpocznę – dodał szybko. – Jason?

– Tak?

– Puść mnie.

Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że trzyma go przy sobie mając oplecione ręce wokół jego ciała.

– Wybacz. – Wypuścił go, mimo że najchętniej to by go przy sobie zatrzymał. Czym tylko mógłby wywołać burzę, a tego nie chciał. Chłopak sam wiedział co jest dobre dla niego i dla dziecka. – Uważaj na siebie. – Sebastian był jak słońce w pochmurny dzień. Swoją obecnością rozjaśnił mu ponure myśli. Powinien się cieszyć, a nie zamartwiać. Stało się i teraz tylko mógł mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Sebastian posłał jeszcze w powietrzu buziaka partnerowi po czym opuścił gabinet. Stojąc na korytarzu odetchnął. To nie było tak, że się nie martwił, nie bał. Po prostu negatywne myśli, emocje musiał odrzucać, bo to było złe dla dziecka. Bardzo się bał tego, że umrze, a Jason pójdzie za nim i ich dziecko zostanie samo na świecie. Bał się, że straci to maleństwo w nim się rozwijające dzięki cudowi natury, która wszystko potrafi. Jednak mimo tego czuł, że będzie dobrze i tym zarażał siebie oraz Jasona.

Sprawdził czy ma przy sobie portfel i dokumenty. Skierował się do kuchni zamierzając wziąć butelkę coli, żeby napić się na wypadek, gdyby zrobiło mu się niedobrze, a ten napój bardzo pomagał zmiennym w znoszeniu tych niedogodności. Odkąd zaszedł w ciążę poranki były katorgą, jak u ludzkich kobiet, na szczęście później czuł się lepiej. Dlatego też postanowił skorzystać z fajnego dnia i spotkać się z Ailis.

W kuchni zastał Asha Flyna odpoczywającego po porannej pracy w ogrodzie. Sebastian widział go rano przez okno ze swojego pokoju. Zauważył też coś jeszcze, mężczyzna nader często tę pracę przerywał i wgapiał się nachalnie w jego okna, jakby chcąc coś dostrzec. Nie czuł się za dobrze przy tym zmiennym, ale może dlatego, że go nie znał i ciągle unikał. Doszedł do wniosku, że to  był zdecydowany błąd.

– Hej – przywitał się.

– Hej – odparł Ash.

– Słyszałem, że chciałbyś tu jeszcze trochę zostać. – Otworzył drzwi spiżarni i wszedł do niej. Na jednej z półek ustawiono przeróżne napoje, więc wybrał z nich małą butelkę coca coli.

– Tak. O ile nie masz nic przeciw temu, książę – powiedział, kiedy chłopak wyszedł z drugiego pomieszczenia.

– Jestem Sebastian. Książę brzmi jakbym był własnym ojcem. Porozmawiaj z moim partnerem. Jest w swoim gabinecie. – Już miał wyjść, ale ponownie zwrócił się do Flyna. – Masz kogoś? – zapytał, bo go zastanawiało dlaczego ten zmienny tak się na niego gapi.

– Mam i nie mam. My zmienne lisy nie wiążemy się tak jak wy, czy inne większe stworzenia. Sami wybieramy partnerów. Nie różni się to niczym od ludzi.

– Słyszałem.

– Dlatego wyjeżdżając zostawiłem partnerkę i nie wiem czy po moim powrocie nadal będzie na mnie czekać.

– Wolisz kobiety? – Otrzymał skinięcie głową. – W takim razie dlaczego tak się na mnie patrzysz?

Nastąpiła chwila milczenia, podczas której mężczyzna dolał sobie kolejnej porcji kawy.

– Można powiedzieć, że przypominasz mi kogoś.

– Kogo? – Zdarzało się, że ciekawość była drugim imieniem Sebastiana.

– Mojego brata. Miał szesnaście lat, kiedy zabił go zmienny. – Napił się kawy wciąż obserwując rudowłosego chłopaka.

Sebastian przechylił głowę w bok, coraz bardziej ciekawy tej historii.

– Kiedy to było?

– Rok temu.

– Przykro mi. – Przestąpił z nogi na nogę. – Musiałeś to bardzo przeżyć.

– Moja matka i ojciec również.

– Wiecie kto go zabił? – Czuł się coraz bardziej nieswojo pod obstrzałem oczu Flyna. Miał wrażenie, że patrzy na niego lis, a nie człowiek.

– Powiedzmy, że ten ktoś ponosi za to karę.

– To dobrze. Jak chcesz to pogadaj z Jasonem. Ja muszę już lecieć i jeszcze raz bardzo mi przykro z powodu śmierci twojego brata. – Odwrócił się na pięcie, by opuścić pomieszczenie i omal nie zderzył się z Alrikiem. – Przepraszam.

– To ja przepraszam, książę. Mogę w czymś pomóc?

– Nie, dziękuję. Jadę na spotkanie z przyjaciółką. – Uśmiechnął się serdecznie do mężczyzny zdecydowanie lepiej się już czując, kiedy nie przebywał w czterech ścianach sam z Ashem Flynem.

– Życzę miłego spotkania.

– Dzięki. – Gdy Sebastian wychodził usłyszał jak Alrik mówi do Asha, że Jason Logan chce go widzieć.

Wyszedł przed dom, a gorące promienie słońca popieściły mu skórę. Chętnie zamruczałby na to uczucie, był przecież diamentowym smokiem i kochał ciepło. Najchętniej to zamieszkałby gdzieś z dala od ludzi, w górach, gdzie smoki czują się jak ryba w wodzie, tylko w takich górach, w których nie zdarzają się zimy. Szkoda, że przed laty matka odrzuciła propozycję kupna ziemi w bardzo ładnym miejscu. Kobieta chciała żyć wśród ludzi nie biorąc pod uwagę tego, że co ileś tam lat trzeba będzie się przeprowadzać, żeby nikt nie zauważył, że oni się nie starzeją. W takim swoim miejscu, niedostępnym dla ludzi mogliby żyć długie lata w spokoju. Zanotował sobie w głowie, żeby o tym porozmawiać z partnerem.

Podszedł do swojego samochodu, który jeszcze kupiła mu rodzicielka. Wczoraj kazał Alrikowi wyprowadzić auto z garażu i je umyć. Sam by chętnie to zrobił, ale Jason dostałby pewnie zawału widząc go przy pracy w jego stanie. Zresztą sam Sebastian wiedział, że bardziej niż inni musi uważać na siebie i dziecko. Oboje są zagrożeni i jakkolwiek udawał, że jest wszystko dobrze, tak zdawał sobie sprawę z ryzyka.

Wyjął kluczyki z czarnej saszetki biodrowej. Już miał otworzyć drzwi żółtego Chevroleta Camaro, kiedy rzucił mu się w oczy brak powietrza w przedniej oponie. Przeklął pod nosem. Jeszcze rano był przy swoim samochodzie i wszystko było w porządku. Zaczął zastanawiać się co mogło być przyczyną braku powietrza w kole i zauważył, że w tylnym również go nie ma.

– O co tu biega? – Zmarszczył brwi i z ciekawości sprawdził pozostałe koła. – No, teraz to jest już naprawdę dziwne – szepnął do siebie patrząc na kolejne dwa flaki. – Bardzo, bardzo dziwne.  

 

* * *

 

– I co zrobiłeś? – zapytała Ailis pijąc cocktail czekoladowy przez słomkę. Jej córeczka spokojnie spała w wózku obok.

– Poszedłem po Jasona. – Wyprostował się na krześle odstawiając pusty pucharek po lodach i zabierając się za swój cocktail o smaku truskawkowym. Siedzieli w kafejce serwującej najlepszą kawę w mieście i wyśmienite desery. Wybrali jeden ze stolików na zewnątrz, na dość obszernym ogrodzonym i porośniętym zielenią placu, korzystając z pięknego dnia. – Powiedział, że stało się tak, bo auto długo nie jeździło i nikt nie pompował opon. Wiesz, zużycie materiału, o który się nie dba. – Wzruszył ramionami.

– Dla mnie to i tak zaskakujące. Samochód Briana też długo stał, kiedy jeździł moim i nic takiego się nie wydarzyło.

– Zastanawiałbym się o co biega, gdyby opony zostały przebite. Tutaj tylko wentyle puściły, kiedy ruszono samochodem. Ale dobra, zmiana tematu.

Ailis odstawiła prawie pustą szklankę.

– Właśnie. Jak się czujesz? Miewasz zawroty głowy? Ja miałam, a rzygałam jak…

– Nie przy jedzeniu. – Skrzywił się łapiąc od razu za żołądek.

– Wybacz. Zapomniałam jak to się jest wrażliwym w takie dni. Dzwoniliście do Craiga?

– Tak. Powiedział, że dziecku nic nie grozi i jeżeli będę miał atak astmy mam bez obaw brać leki. Z drugiej strony nawet jakby coś groziło to i tak bym musiał je wziąć, bo inaczej… kaput.

Ailis spiorunowała go wzrokiem.

– Nie mów tak. Traktujesz to lekko, a to poważna sprawa.

– Kochana, nie będę płakał i użalał się nad sobą. Poza tym jestem dobrej myśli. Gdybym się zamartwiał mógłbym zaszkodzić dziecku. Jak tylko mogę, staram się być szczęśliwy. – Zamilkł na chwilę, bo to, o co chciał ją prosić nie było łatwe dla niego i takie samo nie będzie dla niej. – Jason, o tym nie wie. Nie chcę nasuwać mu nowych czarnych myśli…

– Wyduś to z siebie w końcu, inaczej będziemy tutaj siedzieć do ciemnej nocy zamiast iść na zakupy.

– Gdyby… – Potarł dłońmi o uda. – Gdybym jednak podczas narodzin mojego dziecka zmarł… Nic nie mów, wiesz, że tak się może stać. Gdybym zmarł, Jason niedługo pójdzie za mną… Uważam, że poniekąd więź jest barbarzyńska. – Tego właśnie nie znosił. Jeden partner odchodził, a drugi umierał z tęsknoty. Może to i lepsze niż u zmiennych wilków, kiedy istniała możliwość wiecznego zdziczenia, lecz wolałby, żeby było inaczej. Wtedy jego partner mógłby wychować ich dziecko. Znaleźć sobie kogoś.

– Chcesz, żebyśmy z Brianem wychowali twoje maleństwo? – Wyciągnęła ręce przed siebie, a Sebastian je pochwycił.

– Nie myślę o tym. To znaczy staram się być dobrej myśli, wierzyć, że wszystko będzie dobrze, lecz muszę myśleć co będzie, jeśli…

– Wychowamy wasze dziecko, jeżeli nie będzie wam obu to dane, ale ja sądzę, że sami to zrobicie. – Uśmiechnęła się poprzez łzy. – Wierz w to.

– Wierzę, ale…

– Tak, wiem. – Ścisnęła jego dłonie głaszcząc je przy okazji kciukiem. Czasami rozumieli się bez słów.

– Dobra, koniec smutków – powiedział nabierając głęboko powietrza w płuca. Żeby tak zawsze mu się mogło swobodnie oddychać, byłby jeszcze bardziej szczęśliwy. – Mam Jasona, dziecko w drodze, mam ciebie, więc po co tu chcieć jeszcze czegoś więcej?

– Możesz chcieć. Bądź łasy na szczęście. Bierz je garściami. Wyrywaj ze świata ile się da, bo ci się to należy. –  Cmoknęła w powietrzu w jego stronę. W końcu puściwszy jego dłonie zajrzała go wózka. – Śpi jak aniołek. Uwielbia sypiać na świeżym powietrzu. Zaraz przyjedzie Brian i weźmie małą do domu, a my pobiegamy po sklepach. Oczywiście od czasu do czasu odpoczniemy – dodała.

Sebastian przewrócił oczami. Dokończył swoje picie i wstał mówiąc, że musi iść do toalety. Nie lubił korzystać z publicznych toalet, ale nie miał wyjścia. Tym bardziej, że dopiero od tygodnia był w ciąży, a tu już musiał częściej chodzić niż zwykle. Jak powiedział lekarz, dziecko w nim będzie błyskawicznie rosło, żeby za trzy miesiące być gotowe do przyjścia na świat. Czyli za dwa tygodnie będzie już wyraźnie widać jego brzuch.

Toaleta ku jego uldze  była utrzymana w czystości. Rzadko zdarzało się, żeby w męskiej części wisiały lustra. Tutaj było ich kilka. Każde wisiało nad umywalką, a lustrzana tafla lśniła czystością. Poprawił swoje włosy, obejrzał zęby, czy aby na pewno nic na nich nie zostało, a potem udał się do jednej z kabin. Nie lubił korzystać z pisuarów, więc nawet w szkole wybierał kabinę. Za co się chłopaki z niego śmiali, lecz się tym nie przejmował.

Po skorzystaniu z toalety wrócił do wspólnego pomieszczenia, by umyć ręce i stanął jak wryty. W oczy rzucił mu się wielki, czerwony napis, na jednym z luster, którego wcześniej tam nie było.

– Ty będziesz następny – przeczytał czując, że coś nieprzyjemnego wspina się po jego kręgosłupie.

6 komentarzy:

  1. Hej. Chciałam ci życzyć zdrowych i wesołych świąt i dużo zdrówka oraz weny . Pozdrawiqm

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka, hejka,
    Jason bardzo troszczy się i martwi o Sebastiana, ale tak dobre nastawienie jest porządne, ale właśnie zaczynam mieć obawy, obawiam się Flynna bo najpierw słowa, że ten kto odpowiada za śmierć brata cierpi i nie cierpi, a potem uszkodzony samochód, i napis na lustrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    zaczyna mi się ten Flynn nie podobać, te jego słowa a potem ten napis na lustrze... boję się o Sebastiana...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej opowiadanie świetne jak zawsze
    Ps czy masz w planach napisanie 3 tomu serii uśmiech od losu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest w trakcie pisania. Niestety choroba, brak czasu i chęci do pisania po chorobie, zdziałało tak, że mam dopiero dwa rozdziały. Ale na pewno w przyszłości pojawi się trzeci tom i inne również. :)

      Usuń
    2. Super już nie mogę się doczekać

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)